28.07.2025 Siem Reap
Fajne śniadanie w stylu europejskim zafundowali. Od razu humor mi się poprawił. Musiałem się struć jednak, katar został, ale gorączka odpuściła, pomogła pewnie polopiryna i nocne poty. Zgarniamy z ulicy motorek z przyczepką za 20 usd, bo zwiedzać Angkor będziemy w ten sposób. Bilet na 1 dzień – 37 usd. Na bilecie jest zdjęcie właściciela, zrobione kamerką w punkcie sprzedaży. Angkor – wiadomka największy kompleks świątynny na świecie. Główna świątynia zajmuje obszar 2 razy większy od Watykanu. Wysoka jest na ponad 60 m i budowana była tylko 37 lat. W tych czasach to było największe miasto świata. Liczyło ponad 1 mln mieszkańców, więc było kim robić. Materiał to piaskowiec, który pięknie mieni się w słońcu, no ale na słońce nie ma tu w lipcu co liczyć. Robimy wielkie koło i oglądamy w sumie z 10 różnych świątyń: z których 3 są bardzo duże, jedna bardzo ładnie położona na wyspie na środku jeziora. Jest świątynia z wizerunkami ludzi, jest świątynia znana z TombRaider, są świątynie małe, zagubione w dżungli. Łącznie jest ich ponad 100. Wiadome mustsee, więcej pisać nie będę. Nam całość zajmuje 5 h. Po drodze wpadamy na pomysł, że możemy jeszcze dziś coś zrobić więcej i dogadujemy się z motocyklistą, by nas zabrał jakieś 30 km dalej nad jezioro Tonle Sap, by zobaczyć pływającą wioskę Kampong Phluk. Będzie nas to kosztowało dodatkowe 15 usd od motorka i po 22 usd od łódki, bo teren zwiedza się z poziomu wody. Po dojeździe na miejsce dostajemy człowieka z motorową łodzią i płyniemy przez las namorzynowy do jeziora. Po drodze oglądamy zabudowania na wysokich palach. Jest szpital, kościół, szkoła. Można obejrzeć farmę krokodyli, można się przesiąść na mniejszą łódkę wiosłową i za dodatkowe 5,5 usd od os. pływać sobie po labiryncie lasu namorzynowego, niestety jako pasażer, bo wioślarką jest lokalna niewiasta. Po godzinnym rejsie na motor i po kolejnej godzinie wracamy do miasta. Jest już noc. Kupujemy jeszcze na jutro bilety na autobus do Phnom Penh za 10 usd. Ma jechać te 300 km 6 h, pewnie będzie jechał 7 albo 8. Autobusów jeździ tu sporo i co chwila. Jeszcze suszaki w znanym miejscu, równie pyszne jak wczoraj i padamy. Jutro Phnom Penh. Spać tam będziemy 2 noce.