27.12.2022 Akaba – Madaba
Pogoda znów OK. Lampa. Podbieram kasę z bankomatu, to chyba nie jest najlepszy pomysł na Jordanie, bo karta się kiepsko tu płaci, a prowizja bankomatu to od 3,5 do 5 JOD, czyli sporawo. Cóż robić trza bulić. Najlepiej chyba mieć baksy, bo kurs wymiany taki sam jak euro, a dolar obecnie ze 30 groszy tańszy. Jody kupowane w kantorze w Polsce wychodzą chyba drożej, bo widły spore.
Walim droga wzdłuż granicy z Izraelem. Spoko już, podobno 2, 3 tygodnie temu w kraju były spore dymy związane z podwyżkami cen benzyny i droga ta była zamknięta dla turystów, bo lokalsi barierę postawili i przepuszczali tylko swoich.
Pustawo i nudnawo, ruch zaczyna się dopiero przy Morzu Martwym. Dostęp do morza jest trudny, bo brzeg wysoki. My znajdujemy darmową plażę gdzieś za Amman Beach, czyli taką płatną komercją. Jest ciepło. Minus 445 pokazuje mi zegarek, ale to wysokość. W temperaturze jest tak 20/20. Poli się podoba, że nie może się zanurzyć. Trza zatankować. Bak mały tak 35 litrów i zszedł na ok. 550 km, więc spalanie całkiem spore, co prawda jeździmy na 90 nie na 95, ale i tak wychodzi sporo. Podjeżdżamy na górę Nebo – znaną z Biblii i kojarzoną z Mojżeszem. Potem w dół do Madaby, w której już byliśmy zaraz po wylądowaniu. Mamy tu nocleg w domu pielgrzyma za 30 jod ze śniadaniem – nawet wypas. Coś tam jemy, zahaczamy jeszcze o likwora – jest, bo mieszkają tu chrześcijanie. Piwo 3 jod. Jutro okoliczne unesca.