06.08.2022 Dyrdzyling – Siliguri
Zwinęliśmy się tak o 12, do zaliczenia pozostała nam kolejka górka typu gondola co hula nad polami herbacianymi , ale nie było sensu z niej korzystać , bo mgła konkretna. Fajna knajpa nam się trafia na śniadanie z stylowym poangielskim hotelu, potem na dworzec jeepów. Zjazd 250 od osoby, jedzie się oczywiście 3h. W Siliguri na szybko organizujemy tuk-tuka do granicy 30 km za 1000, jedzie bardzo żwawo , czasami nawet ponad 50 km/h. Na granicy jesteśmy po 17 , czynna jest do 18, tłumy lokalsów próbują forsować szlaban, oni chyba nic nie potrzebują by przekroczyć granicę. My idziemy do biura imigracyjnego, po pieczątkę. I tu dostajemy w łeb. Okazuje się , że przejście od 2 lat funkcjonuje tylko w wersji dla lokalsów. Dla foreignerów dostępne są jedynie 2 przejścia lądowe: Roxoaul na drodze do Kathmandu i Snauli na drodze do Pokhary. Oj tego nie przewidzieliśmy. Musimy wracać do Siliguri. Tuk-tuk nagoniony przez szefa biura imigracyjnego za 30 zawozi nas na dworzec busa. Bus kosztuje po 50 i tym sposobem ok. 19 jesteśmy w punkcie wyjścia. Idziemy na dworzec autobusów. Przypadkowo kładziemy torby na jednej z ławek. Gość nas zagaduje, gdzie chcemy jechać, my na to że w stronę Waranasi, np. do Patna – czyli stolicy stanu Bihar on na to, że do Patna jest bus, ale tylko z siedzącymi , natomiast slepper AC jest o 21 do Muzzafarpur , czyli takiego 300 – tys. miasta leżącego przy drodze do Roxoaul. Bilet 750 od osoby. Oczywiście bierzemy. Idziemy jeszcze zjeść momo - to nasze ostatnio ulubione danie , bo ryżem żygamy. Pierożki z farszem znacznie lepsze. O 21 startujemy. Bus dziwny taki mix miejsc siedzących z sypialnymi. Układ 2+2 tzn będę spał obok koronowirusiarza i chrapacza. Na szczęście trafia się jakaś chudzinka, Każdy z nas odwraca się dupą do dupy i tym sposobem bezpiecznie idziemy spać. Ja oczywiście w kokonie , bo nigdy nic nie wiadomo co facetowi przyjdzie do łba.