07.08.2022 Siliguri – Kathmandu
Gdyby nie to , że kierowca trąbił i trąbił i klima działała tak w miarę, to spało by się nawet dobrze. A tak to może na max ze 3h złapałam. Dziewczyny miały miejsce ze 3 rzędy za mną i podobno też się nie wyspały. O 6.40 zgodnie z planem jesteśmy na miejscu. Muzzafarpur ma dworzec tragiczny , kiła i mogiła. Bihar to jeden z najbiedniejszych stanów Indii i to widać. Syf konkretny. Dajemy się nagonić na busa do Motihari , to po drodze na granicę. Bus po 250 od osoby. Fajny bo z klimą i rozkładanymi siedzeniami. Wypas można powiedzieć. Okazuje się , że jedzie dalej niż do Motihari i tym sposobem docieramy do Chhapwa. Tu jest rozstaj dróg. Nasz bus jedzie dalej prosto , my musimy skręcić w prawo w stronę granicy. Trafia się kolejny bus za 50 , oczywiście przepełniony ponad miarę, do tego siedzę na zarwanym fotelu i na każdym woboju czuję w tyłku metalowy pręt. Upał jest tu niesamowity. Droga wyboista , asfalt tak pół na pół. No ale w końcu docieramy na granicę.
Taki syf jak w Roxoaul widziałem tylko w Port au Prince na Haiti. Tam się szło ulicami przykrytymi smieciami do kolan , tu są śmieci do łydek. Ulica pełna śmieci, jakieś wozy zaprzężone w krowy, ludzie mieszkający w domach z trzciny z dachem z blachy falistej. Dom ma więcej mieszkańców niż m3. Traktory sprzed 50 lat, , rowery sprzed 70, bezdomne psy, wałęsające się dzieci ubrane tylko w podarte koszulki, czarne jak smoła, bo nigdy nie myte. Takiej biedy i tak złego losu jeszcze w Indiach nie widziałem. Musimy tu jednak coś zjeść. Nic innego niż ryż się nie odważę. No miasto przygnębia. Los człowieczeństwa wisi tu na włosku…
Na granicy biuro imigracyjne czynne. Dwóch miłych panów. Z pół godziny sobie gadamy , na ich kompie wyświetlają się prawie wszystkie hotele w których spaliśmy. Mumbaj, Kerala, Puri, Kalkuta. System wszystko wie. Jeden coś notuje w kajet, drugi coś sprawdza w kompie. Wreszcie sukces. Wbita pieczęć i hola do Nepalu. Z rozmowy wynika, że obecnie tą granicę przekracza dziennie tak 15 – 20 obcokrajowców. Tu jest wielka brama i flaga bardzo charakterystyczna , bo jedyna nie prostokątna, oczywiście Szwajcaria i Watykan mają kwadratowe, ale kwadrat to też prostokąt. W Nepalu do biura imigranta. Tu dla odmiany obsługa składa się z 3 osób. Dajemy im paszporty i te nasze podania o wizę. Okazuje się , że podania oczywiście nie żrą , bo są na inną granicę adresowane. Na szczęście pan udostępnia net i możemy aplikować od nowa. Jak aplikacja przechodzi , to dostaje się do wypełnienia papierowy formularz. Potem okazuje się, że trzeba do niego dołączyć zdjęcie, oczywiście zdjęcie mamy, ale tylko w jpg , ale Pan pozwala nam przesłać te zdjęcia mailem, drukuje i nalepia. Pojawia się temat szczepień, oczywiście ich nie mamy. Mamy tylko te testy co robiliśmy miesiąc temu, Pan drapie się po głowie, mówi że to jest już dawno nie ważne. My mu na to że nic innego nie mamy. Pan wypowiada kwestię na miarę Makbeta: wniosku o wizę nie macie, zdjęć nie macie, szczepień nie macie, ale kasę macie? My na to no tak, niczego nie mamy, ale kasę mamy. Pan na to z wyraźną ulgą, a to OK. Za wizy płacicie 3 x 30 usd , za resztę 3 x 20 usd. Pasuje? My na to: O super. Pewnie , że pasuje. Potem pojawia się temat wymiany kasy. Za 100 usd dają mi 11500 nepalskich rupii. W miarę ok. Normalnie kurs jest tak 125 za 1 , czyli ceny w Nepalu mnożymy przez 4 i skreślamy dwa zera. Wbijają nam wizy i jest Nepal. Mój i Ani 102 kraj , a Poli 97. Geoblog tu trochę przekłamuje pokazując 100, bo Gibraltar to część UK, Martynika i Gwadelupa to część Francji, Hongkong to część Chin, ale i tak tego nie uznaje bo byliśmy tylko na granicy, podobnie jak i Tadżykistan i Dominika , gdzie też byliśmy / Tadżykistan / lub byłem / Dominika / tylko na granicy. No i Polska to Polska.
Byliśmy natomiast w quasipaństwach, które my uznajemy , a geoblog nie , czyli Cypr Północny, Abchazja, Naddniestrze i Górski Karabach + bez Poli, ale z Anią byłem w Mongolii, Maroku, Tunezji , Saharze Zachodniej i Mauretanii.
Generalnie pomieszane to strasznie. Tak czy siak jest Nepal. Hurra!!. Zmiana czasu o 15 min do przodu, bardzo to ciekawe. Nepal chyba jedyny , co na kwadranse czas przemienia. Teraz do Warszawy mamy + 3:45. Jak w wawie 12, to u nas 15:45. Do miasta jest z 1,5km. Ten tuktukowiec ogarnięty przez imigrant oficera bierze 250 , każdy zarobić musi. Tu się próbujemy ogarnąć odnośnie transportu do Kathmandu. Stąd jest ok. 150 km. Bus coś ciężko. Ale jest jeep. Kosztuje 850 od os i wystartuje za pół godziny, a to OK. Kupuje jeszcze browar, jest tu ogólnie dostępny i kosztuje tak 300 , czyli 12 zł trochę drogo , no ale jest. Normalnie w jeepa powinno wejść 7 osób, no ale tu powietrza się nie wozi i do jeepa ładuje się 9 osób. Pola trochę robi aferę, na szczęście Nepalczycy to chudzinki i jakoś się mieścimy. 140 km jeep robi w 5,5h. Wyboje konkretne. Do tego ponad 1500 m w pionie. Fajna knajpa w najwyższym punkcie drogi, czyli tak na 1600. Ok 22 docieramy wreszcie do Kathmandu. Zawodnik ogarnia nam hotel za 3000 drogo, ale co robić, padnięci jesteśmy i już nie mamy siły na szukanie czegoś innego. Bierzemy go na 1 noc. Padamy. Prawie 40h w drodze. Ufff.