04.08.2022 Siliguri - Dirdziling
Dobrze , że w porę się zorientowałem , że Siliguri nie jest stacją docelową. Pociąg o dziwo jest o czasie. Do Dirdziling jest stąd 77 km i ponad 2000m w górę. Jedzie się tam wieloosobowym jeepem. Pełno ich stoi pod dworcem. Przejazd tak 250 – 300 od osoby lub 2500 na wyłączność. My bierzemy opcję 1000 od naszej trójki i tym sposobem zajmujemy 3 miejsca na których normalnie siedziałyby 4 osoby. Droga jest wąska i stroma ale jedzie się lepiej niż do Ooti. Dirdziling to około 80- tysięczne miasto zbudowane przez Anglików w celach rekreacyjnych, tzw. Wrota do Sikkimu i Kanchenczongi – najwyższego szczytu Indii trzeciego najwyższego szczytu świata. Podobno go stąd widać, no ale nie w takiej mgle jak dziś. Jest ok. 20 stopni i pogoda jest bardzo miła, nie świeci i nie pada. Do Dirdzilingu można też dostać się wąskotorówką wpisaną na Unesco. Jest 1 kurs dziennie i trwa 7 godzin w jedną stronę , czyli średnia 10 km/h. Bilet zaporowy 1500 rupii. Tory mają rozstaw 67 cm i wiją się dłuższy czas wzdłuż drogi. Nawet ten zabawkowy pociąg udaje nam się zobaczyć jak jedzie. Idziem do hotelu zarezerwowanego przez booking. Oczywiście znów źle zaznaczony, prosimy o pomoc recepcję w innym hotelu , ta dzwoni pod numer i po paru minutach przychodzi po nas rozprowadzający. Pomyłka tym razem wynosi dobre 300 metrów. Bez szans na znalezienie. Pokój ładny , ma ciepłą kołdrę, to tu ważne. 1500 za noc. Dosypiamy ze 3h i idziemy na wieczorny spacer: cisza- tzn trąbienie co pół minuty, a nie cały czas po 5 – 6 klaksonów naraz, brak syfu – tzn śmieć leży co 5 metrów, a nie kilkadziesiąt na 1m2 , no i ludzie nie mieszkają tu na ulicy, tylko w nawet przyzwoitych domach. Ludzie inni niż dotychczas , ubierają się po europejsku i są bardziej skośnoocy. Sporo tu Nepalczyków. Są momo – to pierożki z farszem kurczakowym , ostatnie odkrycie Poli. Bardzo dobre. Jutro odpoczywamy w górach i próbujemy ogarniać wizę do Nepalu, bo wreszcie dobrze działa net.