30.04.2021 Warszawa – Zwierzyniec
Tym razem padło na majówkę w Roztoczu. Po 8 latach nieobecności trafiła się okazja nadrobić zaległości w eksploracji tego pięknego regionu Polski. Skład się wykrystalizował w postaci 3 rodzin składających się z 3 dziewczynek w wieku Poli oraz piątki dorosłych. Do kompletu były 2 psy i królik miniaturka. Bazą na 3 noce był Zwierzyniec. My oraz Magda z Tosią i suczka Kaja spaliśmy na polu namiotowym nad zalewem Rudka w czasie pandemii funkcjonującym jako parking dla samochodów / 5 zł samochód za dobę , 15 zł osoba pilnująca / , natomiast Eliza z Konradem , Laurą , Zorką i królikiem nocowali u znajomych. W piątek udało nam się tylko dotrzeć na miejsce i rozbić. Na polu była wiata w której można było jeść i pić , były też ogrzewane toalety z prysznicem i ciepłą wodą. Próba rozpalenia ogniska skończyła się interwencja policji i propozycją opłaty manipulacyjnej w wysokości 500 zł. Wieczór był jeszcze bardzo ciepły i słoneczny , ale noc już była zimna.
Zwierzyniec funkcjonował tak w wersji pandemicznej , czyli np. browar działał , ale lał tylko piwko do jednolitrowych petów z zakazem spożywania na terenie. Antymaseczkowcy byli w zdecydowanej przewadze , nawet w sklepach mało kto zakładał tę wątpliwą ozdobę. Na polu oprócz nas były jeszcze ze 3 namioty i kilka kamperów. Generalnie kampery były bardzo widoczne i zjechało się ich na pewno z kilkadziesiąt.
W sobotę niestety padało tak do 16 dosyć intensywnie i w tym czasie udało nam się tylko podjechać do osady Guciów , coś tam zjeść na zewnątrz w stodole pod daszkiem i przejść się na spacer do Bondyrza wzdłuż Wieprza. Po ustąpieniu lejwody wypożyczyliśmy rowery i podjechaliśmy jakieś do Florianki , gdzie znajduje się ostoja konika polskiego. Droga malownicza po lesie wzdłuż rzeczki z punktami widokowymi na stawy i oczka wodne. Tym sposobem zatoczyliśmy pętelkę ze 20 km w trochę ponad 2 h. Wieczór spędziliśmy przy ognisku w bazie delektując się smakiem wyrobów lokalnego browaru oraz pysznymi wyrobami wędliniarskimi gospodarzy.
Noc była znacznie cieplejsza.
Niedzielę rozpoczęliśmy od wizyty na sławnych Szumach na Tanwi. Przeszliśmy je w tą i we wtą , stołując się w knajpie u Gargamela. Miejsce jest niesamowicie urokliwe i czas spędza się tu przyjemnie. Ludzi było naprawdę dużo. Na obiad zatrzymaliśmy się w restauracji w Suścu, która na wynos serwuje pyszne lokalne dania i nie czepia się jak je się to pod wiatą. Tu przeczekaliśmy porządną burzę , która kilka kilometrów dalej w Tereszpolu wytworzyła trąbę powietrzną, która zerwała z 10 dachów. Po ustąpieniu opadów wróciliśmy do Zwierzyńca – miasto opustoszało , dodatkowo ludzi wypłoszył sanepid , który pojawił się jak zły duch i krążył od lokalu do lokalu szukając ognisk zarazy.
Tuż obok nas nad zalewem była stanica kajakowa, a w niej stanowiska ze 3 wypożyczalni. Skorzystaliśmy z jednej z nich o nazwie Pagaj i wypożyczyliśmy kajaki na spływ chyba najpiękniejszym odcinkiem Wieprza od Obroczy do Rudki. Trasa ma tylko ok. 7 km , da się to przepłynąć w 1,5h i tyle też i nam to zajęło. Pola z Laurą stanowiły dobraną osadę i bez kłopotu dały radę. Rzeczka jest tu wąska , meandrująca z wieloma punktami do odpoczynku i miejscami widokowymi. Oczywiście płynęliśmy w kurtkach i czapkach , bo było tak 8 stopni i dość mocno wiało , ale już nie padało.
Wieczorem znów ognisko
W poniedziałek nie padało , ale było jeszcze zimniej i mocno wiało. Podjechaliśmy do Szczebrzeszyna , gdzie porobiliśmy sobie foty przy pomnikach chrząszcza oraz poszliśmy na półtoragodzinny spacer po wąwozach lessowych znajdujących się w pobliskim parku krajobrazowym. Miejsce bardzo fotogeniczne, a i pogoda też była już w miarę. Około 16 się rozstaliśmy i wróciliśmy do domów.
Ile się dało wycisnąć w tych warunkach tyle wycisnęliśmy. Następny wyjazd na czerwcówkę