07.08.2020 Zermatt
Pół nocy gadaliśmy odnośnie wjazdu kolejką na mały Matterhorn 3883 – najwyżej położona kolejka w Europie. Ponad 2200 m przewyższenia, 3 stacje przesiadkowe. Ze szczytu można próbować wejść na Breithorn 4164 – najłatwiejszy alpejski czterotysięcznik. Idzie się po prostym lodowcu ok. 2 h w jedną stronę. By o zrobić musieliśmy wydać ok. 1400 zł , czyli dużo i wstać o 7 rano, czyli wcześnie, a do Zermatt podjechać kolejką za 160 zł w obie strony. Ostatecznie odpuściliśmy. Rano zapłaciliśmy za 2 noce po 46 CHF i skorzystaliśmy ze szlaku do Zermatt te 6 km. Miasteczko jest pozbawione ruchu samochodów spalinowych , mogą jeździć tylko samochodziki elektryczne w stylu Melexów , które robią za taksówki i wozy dostawcze. Jest ich tu tysiące , każdy inny. Elektryczne są też autobusy. Ceny jak w Polsce , tylko waluta inna. Miasteczko urokliwe , to prawdziwy alpejski kurort. Cały czas jest piękny widok na Matterhorn, trochę z chmurach , ale i tak jest co podziwiać. Działają kolejki którymi można się dostać na okoliczne trzytysięczniki. Ta na mały Matterhorn od 13.30 do 14.30 oferuje zniżkę i bilet na szczyt kosztuje tylko 91,5 CHF od dorosłego i 46 CHF od Poli. Nawet byśmy skorzystali , bo pogoda zachęca , ale jest już po 14.30 i na sam szczyt podjechać nie można , a niżej to nam się nie chce. Poza tym Pola robi kolejną aferkę i z godzinę nam zajmuje ogarnięcie buntu jedenastolatki. Wracamy drogą oglądając piękne drewnianokamienne domki. Robię jeszcze zakupy w Coopie i wracamy na pole. Tuz obok nas rozbili się Polacy z Bydgoszczy i Torunia , co chcą wejść na Dofour – najwyższy szczyt Szwajcarii, jest też koleś z Rybnika co właśnie wraca z walka o nazwie Dookoła Mount Blanca. Oczywiście z planów związanych z praniem , myciem i robotą nic nie wyszło. Wiadome – piliśmy.