O 10 Rumun wyrzucił nas z hotelu , pewnie bał się, że szef przyjdzie zaraz i pozna się na jego przycince.
Zrobiliśmy zakupy, lokalsi maski olewają niby trzeba ale nikt nie zakłada no chyba ze jakąś dyżurną, co akurat ma w torbie na zakupy. Granica ze Szwajcaria spoko, niby siedzą w chatkach ale szlaban otwarty i można po kontakcie wzrokowym przejechać.
Jest Szwajcaria. To Poli ostatni kraj i quasikraj z Europy, tym sposobem Pola z rocznym opóźnieniem zamyka Europę. Do 100 krajów na 10 lat zostały jej jeszcze 4. Gdyby nie wirusy to pękło by w tym roku. Tak trza jeszcze czekać. Kupujemy za 40 chf winietę naklejaną na szybę w określonym miejscu. Winieta ważna jest na rok kalendarzowy. Pierwszy unescowy wpis jest w Munster tuż za granicą. To opactwo z VIIIw z ciekawymi freskami na ścianach. Jedziemy w stronę St. Moritz przez pierwsza przełęcz powyżej 2000 m npm. Przed miastem skręcamy na przełęcz Berneńską 2360 by obejrzeć fajne widoczki, ośnieżone szczyty po prawie 4000, lodowiec i tory kolejki retyckiej wpisanej na unesco. Najwyższa stacja ma ok. 2250 m npm, miejscami tory są oddalone od drogi na max 1m. Właśnie obok nas jechał pociąg po tych torach. W St. Moritz znanym z dwóch zimowych olimpiad poza bogactwem jest niewiele.
Na camping nad jeziorem docieramy przed 18. Wyjątkowo wcześnie. Pada i świeci naprzemian. Jest zimno ok. 6 stopni. Wysokość 1870. Jutro Ticino.