PODSUMOWANIE:
Podsumowanie podzielę na takie same części na jakie podzieliłem rok temu podsumowując południową Afrykę.
PRZEJAZDY:
W czasie podróży korzystaliśmy z różnych środków transportu:
Samolot - 5 lotów – z czego na 3 loty bilety mieliśmy kupione wcześniej: z Warszawy do Kutaisi, z Antalyi do Bejrutu i z Bejrutu do Larnaki , a na kolejne 2 dokupiliśmy kilka dni przed skorzystaniem: z Almaty do Nursultan i z Nursultan do Kijowa. W sumie ok. 6600 km. Za bilety zapłaciliśmy łącznie ok: 5600 zł , czyli ok. 20% całkowitych kosztów wyjazdu.
Pociąg – 1 przejazd z Buchary do Samarkandy ok. 250 km za ok. 100 zł. Poza tym jeździliśmy metrem i tramwajem we wszystkich miastach co się dało
Prom – 1 przejazd z Gyrne do Tasucu ok. 150 km za ok. 400 zł – bilet mieliśmy kupiony wcześniej.
Taksówki prywatne , taksówki wieloosobowe i autobusy mniejsze lub większe – to był podstawowy środek transportu na tym wyjeździe. Korzystaliśmy z niego z 60 - 80 razy pokonując w sumie ok. 12.000 km w odcinkach jednorazowych od kilku km do prawie 1000 km. Ilość przejazdów , odległość i cena trudne do oszacowania , bo nie wiadomo , co zaliczyć do przejazdu a co do zwiedzania , bo to płynne było. Przejazdy po lądzie były bardzo tanie i nie odczuwalne dla kieszeni , choć wiadome , że ta odległość te kilka tysięcy złotych kosztuje. Przy 3 osobach często opłacało się brać taksi nawet na przejazd kilkuset km niż tłuc się autobusem w podobnej lub nieco niższej cenie, ale w znacznie gorszych warunkach. Czas tu odgrywał również ważną rolę. Tak czy siak po lądzie wychodzi nam ponad 200 km dziennie, czyli sporo. Inna sprawa, że prędkość przemieszczania się była akceptowalna / 80 – 100 km/h / oczywiście nie dotyczy to Libanu / ok. 30 km/h /
Parę razy jechaliśmy stopem – płatnym lub bezpłatnym, ale raczej to było związane z wycieczkami do atrakcji niż faktycznym przejazdem po trasie.
Samochodu z myślą że będziemy sami prowadzić nie wynajmowaliśmy i nie planowaliśmy wynajmować. Naszym zdaniem w tych krajach nawet opcja zamówienia samochodu z kierowcą na dany odcinek wypada korzystniej.
Generalnie przebyliśmy ok. 20 tys. km , czyli mniej niż planowaliśmy , bo odpadło ok. 2 tys km po Tadżykistanie. Łącznie na przejazdy poszło ok. 35% kasy.
Przygód nie było, poza zakopaniem się na pustyni Marenjab i strasznie długotrwałym przejazdem na trasie Trabzon – Kayseri. Samoloty o czasie. Stanie na granicy 8h trochę ponad akceptowalny czas. Wszystkie mapy miałem wgrane w telefon w postaci maps.me. Miałem też papierowe mapy Libanu, Turcji, Uzbekistanu i Iranu.
Nie mieliśmy szczegółowego planu wyjazdu , tylko zarysy , kamienie milowe oraz kilka możliwych różnych wyrywkowych planów możliwych do realizacji w zależności od uwarunkowań wewnętrznych i zewnętrznych. Wiadome , że daniem głównym był Iran, a to jak się tam dostać i jak się stamtąd wydostać było deserem.
Plan wyjazdu zrealizowaliśmy w wersji A bez Tadżykistanu i Chiwy, ale za to z Kazachstanem. Plan A zakładał , że do Iranu dostaniemy się przez Turcję i Irak po drodze wyskakując do Libanu i Cypru , a z Iranu przejedziemy przez Turkmenistan do Chiwy oraz że z Samarkandy pojedziemy przez Duszanbe i Pamir do Osz , a stamtąd do Taszkentu skąd samolotem przez Łotwę wrócimy do Polski. Plan B przewidywał , że nie dostaniemy się do Libanu i wówczas więcej czasu spędzimy w Turcji i Cyprze / Iran miał nienegocjowalną najwcześniejszą datę wjazdu na wizie 12 lipca / i dalej wg planu A. Plan C przewidywał , że nie dostaniemy się do Turkmenistanu i wówczas wydłużamy pobyt w Iranie , a następnie z Teheranu lecimy samolotem do Azji Środkowej lub Indii , ewentualnie jedziemy przez Azerbejdżan , a potem z Baku promem lub samolotem do Kazachstanu. Raczej w każdej wersji planu zakładałem że z wizą do Tadżykistanu problemu nie będzie i otrzymamy ją po max 2 dniach. W praktyce okazało się , że dziewczyny otrzymały wizę po 5 dniach a ja czekałem na wizę 8 dni , a to było poza granicą bezpieczeństwa.
Takim nieprzekraczalnym dniem powrotu był 27 sierpnia, skończyło się na powrocie 19 sierpnia, bo Tadżykistanu nie udało się niczym zastąpić głównie z uwagi na brak sensownych samolotów, a tak siedzieć w Azji by siedzieć to nam się nie chciało / szczególnie Poli /. Tu oczywiście podstawowym pytaniem jest czy lepiej mieć bilet powrotny czy nie mieć , jeżeli wiadomym jest że do kraju trza w określonym czasie wrócić. Tu nadal uważam , że korzystniejszym dla nas było to , że tego biletu powrotnego nie mieliśmy, bo mieliśmy wolną rękę z ustaleniem zasad powrotu , choć 3 doby powrotu były męczące.
NOCLEGI
W sumie były 55 noclegi zrealizowane albo w podróży , albo w aranżowanym czyimś miejscu. To był nasz pierwszy wyjazd bez namiotu. Generalnie namiot w Azji jest zbędny , bo noclegi są tanie , łatwo dostępne i akceptowalne jakościowo. W podróży spędziliśmy 5 noclegów: 2 w tureckich autobusach , 1 w autobusie kazachskim , 1 w autobusie ukraińskim i 1 na tureckim promie. W trakcie wchodzenia na Damavand spaliśmy raz w stałym namiocie i 2 razy w sali wieloosobowej w schronisku. Pozostałe noclegi były w różnego typu hotelach, hostelach, czy mieszkaniach. Poza dormem na Damavandzie raczej spało się dobrze. Rozrzut standardu odpowiadał rozrzutowi cen od 15 zł do 300 zł za noc. Bardzo dobrze wspominamy noclegi w Iranie , najgorsze w stosunku cena / jakość były te w Libanie. Nocleg w Mary za 15 zł , czyli 5 zł od osoby pobił cenowo wszystkie odkąd pamiętam. Nocleg w 5* hotelu w Teheranie za 300 zł nie był wart tej ceny. Noclegi w Turcji chyba były najlepsze. Generalnie na noclegi poszło ok. 5 tys zł. Jak się dało korzystaliśmy z bookinga , jak się nie dało / Turcja , Iran , Turkmenistan / to z hotelsa , albo z ulicy i podpowiadacza z maps.me. Najdłużej w jednym miejscu spaliśmy 4 noce w Bejrucie , 3 noce spaliśmy w Teheranie i Samarkandzie , kilka razy po 2 noce , reszta po 1 nocy. Wi-Fi najczęściej było i było za free , choć czasami tylko w lobby , śniadanie też najczęściej było w cenie , o różnej jakości co prawda , ale było.
W Uzbekistanie i Turkmenistanie nadal obowiązuje meldunek. Każdy właściciel hotelu dawał nam karteczkę z meldunkiem – wypisaną ręcznie lub wydruk z systemu. Na granicy Uzbekistanu i Tadżykistanu karteczki były sprawdzone i zatrzymane przez uzbeckiego pogranicznika. W Kazachstanie też ten obowiązek w 2017r. wprowadzono , ale dotyczy on tylko pobytów powyżej 3 dni , a my byliśmy krócej.
JEDZENIE
Jedliśmy głównie na mieście, co się trafiło. W tym klimacie raczej je się mało… Luksusowe restauracje omijaliśmy. Sami nic nie ugotowaliśmy. Kilka razy Ania zrobiła śniadanie z zakupów w sklepie, jak nie było w hotelu. Podstawa tamtejszej kuchni to kurczak i ryż , ewentualnie kurczak lub baran w bułce. Ciężko o wieprzowinę. Wodę piliśmy butelkowaną Pyszne są soczki w Iranie. Mieliśmy kilka problemów żołądkowych , ale po jednym dniu przechodziły. Pola codziennie jadła lody. Piwo poza Iranem bez problemu. Raz kupiliśmy sobie wino. Raz piliśmy wódkę. W Iranie przez 3 tygodnie bez alkoholu… W pozostałych krajach ceny akceptowalne: najdrożej w Libanie , najtaniej w Turkmenistanie. Piwo w sklepie tak od 1,5 do 6 zł za 0,5l. Generalnie na jedzenie wydaliśmy trochę mniej niż byśmy wydali w Polsce. Zdecydowanie najgorsze jedzenie w Iranie , najlepsze w b. ZSRR.
ZDROWIE i BEZPIECZEŃSTWO
Mieliśmy standardowe ubezpieczenie AXA / do Iranu koniecznie z napisem Iran included /.
Na nic nie chorowaliśmy , na nic przed wyjazdem się nie szczepiliśmy , nie braliśmy żadnych leków , nie używaliśmy żadnych ochronnych ciuchów, nie widzieliśmy żadnych robaków czy komarów. Nie spotkaliśmy praktycznie żadnego dzikiego zwierzaka. Było bardzo ciepło , bardzo sucho i dość wysoko. W jeziorach, czy rzekach się nie kąpaliśmy. W morzach kąpaliśmy się kilka razy , ale zawsze za dnia i przy plaży z ratownikiem.
Deszcz padał tylko raz: w Almatach. Codziennie było pełne słońce i temperatura przekraczała 25 stopni dochodząc do +46 albo i więcej. Coś więcej niż krótki rękaw i inne buty niż sandały założyłem może ze 3 razy, głównie jak byłem w górach. W Iranie problem był z tym że Ania musiała zakrywać głowę, ręce i nogi , a ja nogi za kolana. Ania często odpinała rękawki i zdejmowała chustę szczególnie w autobusach czy kawiarniach i nikt nie zwracał jej uwagi , oczywiście poza Kom , gdzie nawet Poli uwagę zwrócili, że nie ma chusty. Upały czasami były zbyt duże, szczególnie w Jazd i w Turkmenistanie , ale jakoś udaru nie dostaliśmy. Zawsze na głowie miałem czapkę lub kapelusz. Za to na Damavandzie było max 0, ale mieliśmy odpowiednie ciuchy i nie zmarzliśmy. Nie dostaliśmy również choroby wysokościowej mimo iż ponad 3000 m przewyższenia zrobiliśmy w 2 dni.
Nocą raczej się po ulicach nie szwendaliśmy zresztą ciemno robiło się po 20 i nie było potrzeby chodzić po zmroku. Ludzi spotykaliśmy przyjaznych. Terrorystów zarówno w Libanie jak i w Kurdystanie , czy Iranie nie zauważyliśmy. Turystów za wielu też tam nie ma. Najwięcej turystów chyba w Samarkandzie , poza Uzbekistanem i wybrzeżem Turcji ich nie widać. Jedyny agresywny turysta trafił się na przejściu Ukraina / Polska i był to Polak.
Ruch na ulicach spokojny, no może poza Iranem , gdzie kierowcy samochodów nie przepuszczają pieszych nawet jak ci mają zielone światło no i motory jeżdżą po chodnikach.
Kasę trzymałem w portfelu w kieszeni i nie miałem z tym żadnego problemu , do momentu kiedy portfel z zawartością wyrzuciłem do kosza. Potem drobną kasę trzymałem luzem w kieszeni.
W Ameryce Środkowej i w dużych miastach Europy Zachodniej jest na pewno znacznie niebezpieczniej.
Trochę jest problem z barierą językową w Iranie , czy Kurdystanie , bo nie wszyscy lokalsi mówią po angielsku i piszą normalnym alfabetem. Cyfry też są inne. W republikach radzieckich wiadome rosyjski dalej jest w użyciu i tu warto umieć gawarić i czytać bukwy. My umiemy.
Trochę Kurdy i Libańczyki to brudasy. Po ulicach walają się śmieci, ale w Haiti czy krajach typowo arabskich pod tym względem było znacznie gorzej.
Roaming jest wszędzie poza Turkmenistanem. Internet w Iranie , Turkmenistanie i Turcji jest częściowo blokowany przez rząd – przydaje się VPN. Zasięg raczej wszędzie jest. Lokalnych kart Sim nie kupowaliśmy. Korzystaliśmy z Wi-Fi. W Iranie do komunikacji używany jest WhatsApp.
Ani razu nie mieliśmy kontaktu z policją, a pogranicznicy byli OK.
KASA
Revolut mi się posypał , więc z tej karty nie korzystałem , pozostałe karty poza kredytową w Turcji wyrzuciłem do śmietnika. Korzystaliśmy więc z Ani karty złotówkowej , która w większości przypadków kasę z bankomatu dawała , choć np. w Uzbekistanie bywają bankomaty co dają tylko z Visy , a Ania ma Mastercard. Oczywiście spread + przycinka 3% pewne. Jak się dawało to revolutem płaciłem wirtualnie przez net np. za noclegi czy autobusy.
Z uwagi na to , że nie byliśmy w Tadżykistanie ok. 500 euro przywieźliśmy z powrotem. Mieliśmy w sumie w gotówce 2500 euro , 500 dolarów oraz liry tureckie i lari gruzińskie. Dolarów wzięliśmy za mało , bo np. w Turkmenistanie wymieniać można tylko dolary , a z euro jest problem. Kursy wymiany gotówki też są korzystniejsze z dolara niż z euro. Generalnie płaci się w dolarach , a jak się nie ma to w euro po kursie 1:1
W Libanie działają bankomaty i kantory. Można gdzieniegdzie płacić kartą, ale raczej zawsze gotówka. Kurs liry do dolara jest sztywny i dolarami można płacić w hotelach i przy większych zakupach.
W Iraku bankomat działa.
W Iranie bankomaty i karty płatnicze inne niż irańskie nie działają i płacić można tylko gotówką, którą wymienia się w kantorach lub u cinkciarzy najczęściej na jedynej ulicy w mieście. Kurs niestabilny. U nas wahał się od 125 do 136 tysi riali za 1 euro. Euro i dolary wymienia się bez problemu. Nie ma znaczenia czy ma się dolar czy euro.
W Turkmenistanie – bankomaty nie działają , wymiana legalna tylko dolara po sztywnym kursie , można też euro , ale kurs niekorzystny , bo wymiana nielegalna.
Uzbekistan – wszystko działa. Preferowany dolar.
Generalnie kartą raczej tam się nie płaci. Tylko lokalna waluta , albo w ostateczności dolar.
Ceny są niskie lub bardzo niskie za wyjątkiem Libanu i greckiego Cypru , gdzie jest drożej niż w Polsce. Iran i Turkmenistan są bajkowo tanie / litr benzyny po mniej niż 50 groszy / , coraz taniej jest w Turcji , coraz drożej jest w Ukrainie , Uzbekistan tak ok. 30% taniej niż w Polsce.
WIZY
Tego bardzo nie lubię , ale znosić dzielnie muszę.
Do Gruzji, obu Cyprów, Autonomii Kurdyjskiej w Iraku, Uzbekistanu, Kazachstanu, Kirgistanu i Ukrainy wiz nie ma.
Do Turcji wiza do wyrobienia przez internet w kilka chwil za 20 dolarów uprawnia do wielorazowego wjazdu na łącznie max 90 dni w ciągu 180 dni. Wiza to wydruk , który warto mieć przy sobie
Do Libanu wizę wyrabia się w ambasadzie w Warszawie za kasę ok. 120 zł lub na lotnisku w Bejrucie za free na 30 dni. Wiza to stempel w paszporcie. My wyrobiliśmy na lotnisku bez problemu.
Do części Iraku poza Autonomią – wizę podobno można załatwić w ambasadzie w Warszawie, ale ja nie próbowałem, bo nie chciałem tam jechać
Do Iranu – wiadome , łatwo nie jest / szczegółowy opis na początku opisu wyjazdu / , ale daje się pozyskać za ok. 350 zł od os z przycinką agencji irańskiej. Wiza to wydruk , który trzeba mieć przy sobie.
Do Turkmenistanu – zasady złagodniały od maja i obecnie chyba można dostać bez problemu w ok. 2 tygodnie, ale tylko tranzytową na 5 dni. Nam się udało załatwić w Iranie z wyjazdem do Uzbekistanu. Na wizie są wpisane miejsca i daty wjazdu i wyjazdu. Wiza to naklejka w paszporcie. Koszt 55 dolarów płatny do ręki w konsulacie. Warto mieć równo , bo reszty raczej nie wydają…
Do Tadżykistanu – jest e-visa. Koszt 50 dolarów bez Pamiru i 70 dolarów z Pamirem w obu wersjach jednorazowego wjazdu na 45 dni w ciągu 90 dni od daty wydania. Wiza to wydruk , który trzeba mieć przy sobie. Trza sobie dać ok. 10 dni na wyrobienie. My sobie daliśmy 5 dni i to było za mało. Wizy dostaliśmy , ale za późno i z nich nie skorzystaliśmy.
Generalnie na wizy wydaliśmy ok. 2900 zł , czyli 10% kosztów wyjazdu , czyli bardzo dużo.
CO ROBILIŚMY
Generalnie to co zaplanowaliśmy udało się zrealizować, oczywiście poza Chiwą i Tadżykistanem.
Wyjazd był planowany na ok. 60 – 65 dni , skończyło się na 55 dniach. Powód skrócenia to oczywiście kłopot z wizą do Tadżykistanu i brak sensownej alternatywy / pomysły typu zachód Kazachstanu , zachód Turcji nie uzyskały ogólnej aprobaty / oraz ogólne zmęczenie materiału.
Byliśmy w 10 państwach i 1 quasipaństwie z pogranicza Europy i Azji. Część z nich: Gruzja , oba Cypry, Kazachstan, Ukraina znaliśmy wcześniej , pozostałe tj. Liban, Iran, Irak, Turkmenistan, Uzbekistan były dla nas nowością. W Turcji część miejsc znaliśmy wcześniej, w części byliśmy po raz pierwszy.
Z nowych krajów najbardziej podobało nam się w Iranie i Uzbekistanie , najmniej w Iraku. Turkmenistan poza Aszchabadem i pustynią ma niewiele do zaoferowania , a Liban był super 40 lat temu. Teraz ma szansę na reanimację , tylko czy ją wykorzysta?? Iran ma praktycznie same plusy: góry , morza, zabytki, dobre połączenia między miastami i miłych ludzi. Minusy do zlikwidowania to dresscode, nobeer , monotematyczne jedzenie , brak netu i bankomatu. Minus do niezlikwidowania to klimat w lato. Uzbekistan ma tylko ten minus nie do zlikwidowania…. ale mniejszy.. , reszta ogarnięta z tym , że plusów ma mniej bo odpadają góry i morza.
W tej chwili byliśmy z Anią w 99 państwach i quasipaństwach , a Pola w 93. Tę pasję będziemy kontynuować. Szkoda tego Tadżykistanu , który miał być państwem nr 100 na 10 lat Poli. Nasze marzenie sprzed kilku lat nie spełniło się , ale spełni się niebawem, bo marzenia są nam dane wraz z siłą niezbędną do ich realizacji i my tę siłę mamy!!!
Wyjazd głównie się skupiał na miastach , górach , morzach i obiektach z listy Unesco. Fauny praktycznie tam nie ma , a i z florą krucho.
Byliśmy we wszystkich stolicach tych państw oprócz Iraku / z tym że Ibril to jednak stolica Autonomii Kurdyjskiej /. Bardzo nam się podobał Aszchabad – miasto z kosmosu. Teheran jest bardzo europejski i różnorodny , Taszkent typowo rosyjski , Bejrut leczący rany i Ibril – nijaki. Z mniejszych miast podobały nam się Batumi, Antalya, Samarkanda, Kiskalesi, Kom i przede wszystkim Jazd. Miedzy miastami jest pustynia lub półpustynia i krajobraz jest monotonny.
Trochę chodziliśmy po górach. Udało się nam wspólnie wejść na najwyższy szczyt Libanu 3083 i wjechać na najwyższy szczyt Cypru Północnego. Odnośnie najwyższego szczytu Iranu to weszliśmy / bijąc nasze rekordy wysokości / ja i Ania na 5035 , a Pola na 4225. Byliśmy też na Tochal 3962 , Korek 2167 i Nemrut 2134 oraz wchodziliśmy na Erciyes 3917 osiągając ok. 3000. Niestety w Tadżykistanie nas nie było , a tam planowaliśmy być wyżej niż te 5035… Obecnie mam zdobytych 43 szczytów z KGŚ, Ania 33 , a Pola 30. Tę pasję będziemy kontynuować.
Kąpaliśmy się po raz kolejny w Morzu Śródziemnym i Czarnym oraz po raz pierwszy w Morzu Kaspijskim. Piękne są plaże Libanu. Kąpać się w ciuchach w jakich się przyszło i w jakich się wyjdzie to trochę przeginka – patrz Iran.
Odnośnie obiektów z listy Unesco to widzieliśmy ich 20, tj: Ibril w Iraku, 9 obiektów w Iranie: Persepolis, Plac Imama w Esfahanie, bazar w Tebriz, perskie ogrody w Esfahan, Jazd i Shiraz, Wielki Meczet w Esfahanie, Pałac Golestan w Teheranie, system nawadniania kanat w Jazd, miasto Jazd i krajobraz ostanu Fars ; 3 w Libanie: Tyr, Byblos oraz dolinę Kadesz i Las Cedrów; 3 w Turcji: Nemrud Dagi, Kapadocję i Cytadelę w Diyarbakir ; ruiny Nisy w Turkmenistanie i 3 w Uzbekistanie: Buchara, Samarkanda i Shahrisabz. Żałujemy, że nie udało nam się zobaczyć Merv w Turkmenistanie i Chiwy w Uzbekistanie , również Pasargady w Iranie i Divrigi w Turcji były w naszym zasięgu już o pozostałych 2 obiektach w Libanie i górach w Tadżykistanie i Kirgizji nie wspominając… Nr 1 ciężko wybrać …. , ale Jazd i Samarkanda zostają w pamięci na długo. W tej chwili obiektów z listy Unesco widziałem ok. 260. Tę pasję będę kontynuował. Oczywiście Kapadocję widziałem wcześniej i to piękno jest poza zasięgiem całej reszty z tej listy.
Generalnie wyjazd kolejny raz nam służył , Genek zachował swoją wagę, Pola schudła o 1kg , ale Ania przytyła 2 kilo czyli progresja jest , kilogram obywatela wrócił do kraju więcej. Nie mieliśmy większych zamotów , wymian zdań , problemów zdrowotnych , nikt nas nie pobił , nie okradł i nie oszukał, a jak oszukał to na mało… Kasę do śmietnika wyrzuciłem sam. Nagły zwrot akcji nastąpił pod koniec wyjazdu i był w dużej mierze naszą zasługą , a mógł nastąpić na początku i być naglejszy … Wizę mogliśmy przecie zacząć wyrabiać znacznie wcześniej, a nie czekać nie wiadomo na co…
Prawda jest też taka , że to był prawdopodobnie ostatni wyjazd w dotychczasowej formule. Na kolejne wakacje szykujemy nowe otwarcie bardziej dostosowane do potrzeb rozwojowych Poli oraz oczekiwań i możliwości Ani i Genka. Człowiek robi się coraz starszy i wraz z wiekiem spada podaż na wrażenia, a rośnie popyt na święty spokój jakby to zręcznie ujął Duńczyk z Vabanku.
Są też i nowe doznania z tego wyjazdu , o których zapomnieć nie można. Lampa +46 już nam nie straszna , w górach wysokich na 5 tysi radę dajemy.
Tempo wyjazdu było ostre / czasami nawet za bardzo ostre / , ale my takie jeszcze lubimy, w końcu jesteśmy GENEKTEAM!!!