13.08.2019 Samarkanda – Taszkent
Wiz nie ma , więc zmieniamy plany i jedziemy do Taszkentu. Postój wieloosobowych taksówek i autobusów odjeżdżających jak się zapełnią jest obok obserwatorium. Wiemy że płaci się po 50 – 60 tysi od łba w samochodzie i po 30 – 40 tysi w autobusie. Wybieramy samochód. Naganiacze z przodu chcą po 250 – 300 tysi od osoby. No nieźle , ale parę kroków dalej sa już normalne ceny i dogadujemy się po 60 tysi. Z przodu siada miły Uzbek co pracuje w Moskwie. Jest 300 km do przejechania dwupasmówką. Jedziemy 5h, bo zatrzymujemy się na pyszny obiad w postaci Somsy – czyli takich gruzińskich chinkali w wersji max – czyli jedna somsa waży z pół kilo. Pyszne. Wysiadamy na dworcu przy wylotówce i stacji metra. Są tu 3 linie. Przejazd 1200 bilet to żeton. Metro typowo rosyjskie, stacje zapowiadają tylko po uzbecku , nie ma dobrej informacji wewnątrz i na zewnątrz wagonu i do końca nie wiadomo , gdzie się jest. My przesiadamy się i walimy na stację kosmonaucka. Tu zjadamy kolejny obiad w parku. Jest tu net. Są wizy , ale tylko dla Ani i Poli. W moim przypadku jest info by napisać , gdzie będę spał , czym będę jechał i jak się wydostanę z kraju. O to zdzwiko. Nikt wcześniej o tym nie wspominał. Najczęściej każdy dostawał wizę bez problemu po kilku godzinach. Dobra biorę się za pisanie wyjaśnień. Plan jeszcze do końca się nie posypał…trochę ulegnie modyfikacji , ale jakby dzwonił Korbaczewski to powiedzcie mu, że wszystko jest na dobrej drodze.
Przy okazji ogarniamy z booking hotel Chiwa za 400 tysi za noc. Pokój wypas. Jeden z lepszych w jakim spaliśmy na tym wyjeździe. Jest tak z 5 km od centrum między stacją PKP a lotniskiem. Spać tu będziemy 2 noce. Jutro korzystamy w lokalnych atrakcji.