28.07.2019 Kom – Meranjab – Esfahan
Z rana ponownie obchodzimy teren sanktuarium robiąc foty tym cudom. Anię dopada cycata policja i każe jej założyć chustę na tyłek – tu kobiety nie mogą chodzić w spodniach. Pełno tu czcigodnych mężów w turbanach lub innych zawijasach oraz bogobojnych kobit w czarnych workach i świecić tyłkiem w spodniach nie wypada. Na szczęście Ania ma drugą chustę.
Wczoraj pojawił się plan by nie walić prosto do Esfahanu tylko po drodze zahaczyć o pustynię Meranjab , gdzie są wydmy , słone jezioro i karawanseraj. W tym celu dziś dogadujemy taxi do Aran a Bidgol za 2 mln jakieś 120 km po drodze do Esfahan. Jedzie się przez pustynię nieładną niepiaszczystą. Kierowca po drodze tankuje CNG , bo tu się na to jeździ. Litr ropy kosztuje 10000 riali , czyli 30 groszy. Natomiast CNG kupuje się na kilogramy , a 1 kg kosztuje 6500. Pojęcia nie mam na razie jak to przeliczyć , ale to rozkminie , w końcu mam m.in. chemiczne wykształcenie. CNG to compressed natural gas , czyli sprężony metan. Na coś takiego jeździ się też w byłych republikach ZSRR.
W Aran pijemy pyszne soki z mango w stylowej knajpie i zagadujemy z lokalnym taryfiarzem by nas obwiózł po tej pustyni. Do przejechania jest jakieś 120 km po drodze szutrowo-piaszczystej. Samochód to oczywiście peugeot. Dogadujemy się na 4 mln i na ok. 3 – 4 godziny jazdy. Wjazd na pustynię jest płatny przy szlabanie – płaci się 50 tysi od osoby. Tak do pierwszego postoju przy wydmach i wielbłądach szło nam nawet nieźle , choć wyczuwam , że kierowca nie zna drogi , mimo że się zaklinał że zna. Gorzej że jedzie tak jakby pierwszy raz w życiu jechał po szutrze. Wydmy nawet fajne , ale oczywiście do tych z Namibii czy AbuZabi pojary nie mają. Jakiś 1 km dalej , gdy do mety zostało jakieś 15 km kierowca wykonuje dziwny manewr oskrzydlający i już jesteśmy zakopani prawym przednim kołem. Oczywiście próby wygrzebania kończą się tym ze wisimy na moście. Drobny zamot i kierowca idzie z buta do pasterzy wielbłądów po pomoc. A my zostajemy na środku pustyni. Na szczęście pomoc przyjeżdża z łopatą i zaczyna się wygrzebywanie peugeota. Samochód naszych wybawców to wiekowy terenowy Paykan , czyli taka lokalna Łada Niva. Ten nasz gamoń kierowca nie umie się wygrzebać i co chwila zapada się ponownie. Dopiero jak ten od wielbłąda usiadł za fajerą to poszło. Oczywiście wiadomym jest , że dalej nie jedziemy. Trzeba wracać. Kierowca mimo że nie dojechał do celu z własnej winy , to jeszcze domaga się 0,5 mln dopłaty – za co nie wiem. Oczywiście nie dostaje nic. Rozstajemy się przy dworcu autobusowym w Kashan. Tu o 18 wsiadamy w autobus za 190 tysi do Esfahanu. Przed 21 jesteśmy na miejscu. Na dworcu znajdujemy za 2,8 mln bardzo przyzwoity hotel w którym będziemy spali 2 noce. Jutro zwiedzamy Esfahan. Dziś dostaliśmy porządnie upałami po głowie w Kashan o 18 było +43. Ile było na pustyni pojęcia nie mam , ale na pewno więcej. To jak do tej pory najwyższa temperatura z jaką przyszło nam się zmierzyć. A może być jeszcze gorzej i pewnie będzie.