18.07.2019 Kazwin – Teheran
Śniadanie znów typowe. Podobno tu śniadań się nie jada , a podstawowe danie to kolacja jedzona po zachodzie słońca. Zostawiamy graty w hotelu i na kilka godzin idziemy pooglądać zabytki miasta odległe od naszego hotelu o nie więcej niż kilometr. Są to:
• Karawanseraj Sadosaltane – największy w Iranie , bardzo rozległy , ładnie odnowiony z piękną architekturą
• Aminiha Hosseiniyeh – stylowy dom pochodzący z połowy XIXw. W style kadżarskim należący do lokalnego bogatego kupca. Przepych niesamowity
• Muzeum Świętej Obrony – z myśliwcem pamiętającym wojnę z Irakiem oraz cmentarzem poległych żołnierzy
• Mauzoleum Imama Hosseina – niesamowicie piękny obiekt. Wjazd za darmo oddzielnie dla kobiet i mężczyzn. Ania musiała założyć czador
• Meczet Piątkowy – najstarszy w mieście przerobiony ze świątyni ognia Zaratusztrian. Zapuszczony po pożarze.
• Chehel Soton – kiedyś pałacyk , obecnie muzeum kaligrafii , trochę przypomina budowle japońskie , ale generalnie taki sobie
• Brama teherańska – jedna z dwóch bram miejskich jakie dotrwały do dzisiejszych czasów. Kiedyś bram było 9.
Taxi do dworca kosztuje 70 tysi , czyli 2,5 zł , to najmniej jak do tej pory. Na dworcu dajemy się nagonić do busa , co odjeżdża po napełnieniu. Wydaje się , że tak do działa. Autobusy odjeżdżają nie wg rozkładu , tylko po napełnieniu. Bilet 140 tysi. Jedzie się niecałe 2h. Po drodze oczywiście autobus nigdzie się nie zatrzymuje. Wysiadamy na dworcu koło lotniska. Zjadamy obiad w postaci kurczaka z ryżem i pomidorem. Cena tak 300 tysi. Idziemy do metra. Linii jest tu chyba 7. Bilet kupuje się w kasie w postaci paragonu z kodem QR , którym otwiera się bramkę. Bilet 15 tysi dla nas , 5 tysi dla Poli, czyli Pola za przejazd płaci ok. 18 groszy. Metro przyzwoite oczywiście z wydzielonym początkiem i końcem składu tylko dla kobiet. Wysiadamy w centrum miasta na stacji Ferdowsi. Tu jest centrum wymiany walut , ale kantory są pozamykane , bo jutro piątek. Wymieniam więc kasę u cinkciarzy. Spoko dało radę , mam nadzieję że za dużo fałszywych nie dali , bo na sztuki się zgadza.
Hotel znajdujemy obok stacji Saadi po 3,5 mln za noc. Spać będziemy tu 3 noce. Ruch na ulicach jest tu faktycznie duży , motorki jeżdżą pod prąd i po chodnikach , na zielonym nie zawsze można przejść , bo samochody skręcające w lewo lub w prawo nie przepuszczają pieszych. W Manili jednak chaos i korek był znacznie większy. Tu jednak metro robi swoje.
Dziś zwiedzamy tylko jedną atrakcję; byłą ambasadę USA , obecnie przerobioną na muzeum szpiegów. Charakterystyczny jest mural ze Statuą Wolności mająca głowę w kształcie trupiej czaszki. Wymowne są również napisy i plakaty na budynku naprzeciw ambasady. Ambasada jest nieczynna od 1979r. kiedy lokalsi wdarli się na jej teren i przez około rok przetrzymywali kilkudziesięciu dyplomatów żądając by USA wydało w zamian Pahlaviego , który na początku rewolucji uciekł z kraju i uzyskał w USA azyl. Dyplomaci zostali w końcu uwolnieni , ale ambasada została przejęta przez Iran , a stosunki dyplomatyczne między obydwoma krajami są do dziś zerwane.
Zjadamy jeszcze jakieś dziwne lody w kształcie zamrożonego makaronu w sosie różanym i idziemy na odpoczynek. Jutro i pojutrze też tu.