16.07.2019 Piranshahr – Tabriz
Do dworca jest 1,5 km , więc taxi kosztuje 40.000 czyli ok. 1,5 zł. Autobus faktycznie jechał 5h praktycznie cały czas ze stałą prędkością , zatrzymał się może ze 2 razy po minutę. W Tabriz z dworca do hotelu podrzucił nas jakiś przypadkowy naganiacz za 150.000. Hotel z przewodnika Azerbejdżan full , więc śpimy w hotelu obok. Ładny pokój w podstawowym standardzie z perskim dywanem i kocem zamiast pościeli za 2,5 mln , czyli 20 euro. Zostawiamy graty i idziemy zwiedzać miasto 5 co do wielkości w kraju o liczbie ludności zbliżonej do Warszawy. Jesteśmy w irańskim Azerbejdżanie. Wysokość ok. 1500 m npm , co sprawia , że upał nie męczy. Ciekawe budowle są w odległości po 300 metrów od siebie; a to błękitny meczet , a to właśnie budowany wielki meczet , a to cytadela , a to ratusz , kościół ormiański czy wpisany na Unesco Wielki Bazar. Jest zadaszony i ma powierzchnię ok. 1 km2 , czyli 1000 m na 1000 m. Pochodzi z XVw. Fajne uliczki w nim są , ale towary kiepskie. Przed bazarem są cinkciarze i kantory. Za euro w kantorze 130 tysi , cinkciarz mówi że da 135 , ale wolę jednak w kantorze. Pamiętam czasy cinkciarzy , mój sąsiad się tym trudnił więc wiem czym to się kończy dla takiego turysty jak ja. Pyszne są tu świeżo wyciskane soczki tak po 100 tysi za szklankę , jest piwko bezalkoholowe po 130 tysi za puszkę. Po ok. 4h obchodu terenu wracamy do hotelu. Ania ćwiczy dziwne kombinacje chustowo-czapkowe. Bardziej podobna jest do uczestniczki Camel Trophy niż do pobożnej Iranki. Dopóki coś ma na głowie jest spokój , ale jak tylko w knajpie na chwilę zdjęła chustę , to od razu bunt kelnera. Do Poli póki co się nie czepiają. Jutro jedziemy w stronę Teheranu.