18.04.2019 Gubustan
Dziś straszliwie wieje myślę że do 50km/h w porywach. Idziemy w okolice dworca kolejowego , by wsiąść w busa 5 by nim dojechać do busa 195 a stamtąd do gubustanu. Bus czerwony , więc żre na kartę przejazd 0,30 manat. Wysiadamy na pętli , miał tu być bus 195 , ale oczywiście go nie ma , podobno jest na rondzie na wylotówce , jakieś 6 km stąd. Zagadujamy z taryfami , by nas podwiezli do tej wylotówki. Tak od słowa do słowa dogadujemy się na całą wycieczkę. Taryfiarz zabiera też kolegę. Do Gubustanu jest dwupasmówka , potem trochę w bok i już po jakichś 50 km jazdy jesteśmy w stepowej okolicy trochę skalistej wpisanej na Unesco z uwagi na petroglify sprzed ok. 12 tys.lat. Wjazd 10 manat. Płaci ten koleżka kierowcy , bo liczy na przycinkę , że zapłaci jak za Azerów a od nas weźmie jak za obcokrajowców , bo Azery płacą po 4. Ale daje w łapę i sam nie wiem ile , a to może być problem przy wysiadaniu. Petroglify takie na 20 minut. Kilka koni , zwierzaków i szamanów. Jakieś 15 km dalej w stronę Alat są wulkany błotne. Ostatnie 4 km to trudna droga , faktycznie nie do przejechania po deszczu bo błota tu sporo. Jedzie się tak max 10 km/h. Wjazd za free. Jest ze 20 miniwulkanów tak na max 2 m wysokich które co kilka sekund wyrzucają na jakieś 20 cm w górę kupę zimnego błota. Fajne to. Podoba nam się , do tego wieje , więc jest klimat na tym pustkowiu. Wracamy do punktu wyjścia. Całość ok.150 km i max 3h. Tu oczywiście problem bo chcą 150 manatów. Wg lonely wycieczka warta max 80 + opłaty za wejście czyli 100. Po 30 od osoby + bilety wycieczkę organizował nasz hostel. Po chwili niepewności jednak 100 jest OK. Przechodzimy obok Crystal Hall i Pola Flagi wywiewa nas konkretnie. Zachodzimy do jakiejś podrzędnej knajpy , by się ogrzać. Okazuje się , że herbata za czajnik kosztuje tu 7 manatów + 3 za niezamawianą czekoladę. Ot jakieś przycinki dziś krok co krok. Idziem z buta w okolice naszego hotelu obok Płomiennych Wież i pomnika Narimana Narimanowa – największego komunisty azerskiego , który spokojnie jest do dziś patronem stacji metra , szkół i ulic. Tuż obok naszego hostelu jest knajpa Partizan. To kultowe miejsce – drzwi są zamknięte , pukasz , otwiera się lufcik i w nim krasnoarmiejec z pepeszą i pyta się o hasło. Po krótkiej wymianie haseł można wejść. Sa 3 sale w klimacie BOB , pierwsza największych azerskich bohaterów , druga rosyjskich dowódców , którzy pomogli Azerom wygrać wojnę i trzecia reszty koalicji antyhitlerowskiej, która w zasadzie do dziś powinna hołd Azerom oddawać za wyzwolenie ich ojczyzn. Ale klimat w knajpie jest: kelnerzy w mundurach , kelnerka jako sanitariuszka , śpiewy przy gitarach i jedzonko wreszcie jakieś takie swojskie: barszcz ukraiński , pierogi. Wracamy do hostelu uradowani. Od dawna czegoś takiego szukaliśmy. Jutro jedziemy do Guba i spać będziemy tam 2 noce. Decyzja o powrocie zapadła wczoraj jak kupiliśmy na niedzielę wieczór bilet na pociąg do Tbilisi: kupe 33,5 manat od osoby. Nacziczewan poczeka. Jednak za drogo tam jechać i za bardzo nie wiadomo po co , jak i tu jest co robić, a czas ograniczony. Prognoza jest jednak nadal twarda: w górach obok Guby -5 i śnieg. W Gubie ok. 0 i śnieg z deszczem.