10.11.2018 Warszawa – Zielona Góra
Pojawił się dodatkowy dzień wolny od pracy , pogoda jest ładna , słonecznie i ciepło , jedziemy wiec odwiedzić naszych znajomych co wyemigrowali z Warszawy do Zielonej Góry. Te 460 km , jedzie się trochę ponad 4h , bo praktycznie cały czas albo autostrada albo eska. Autostrada Wielkopolska to chyba najdroższa autostrada w Europie. Za 20 min jazdy płaci się 20 zł. Po drodze są 4 punkty poboru opłat: w sumie od Strykowa do Świebodzina płaci się 78 zł. Nieźle , ale za to pusto i można przycisnąć. Jest jednak spora mgła , zwana obecnie smogiem , wiec widać niewiele więcej niż droga.
Spotykamy się przy Centrum Przyrodniczym , które powstało kilka lat temu za wyimaginowane pieniądze z wyimaginowanej wspólnoty , kiedyś była to fabryka , teraz jest centrum im. Keplera , coś na kształt warszawskiego Centrum Nauki Kopernika. Wjazd 10 zł dorosły , 7 zł dziecko. Bawić się można dowoli. Podoba nam się.
Potem idziemy na spacerek uliczkami Zielonej Góry oglądając to i owo , w tym głowie pomniki i pomniczki poświęcone kulturze picia wina , bo Zielona Góra to centrum produkcji tego trunku w Polsce. Są bachusiki , czyli takie małe skrzaciki podobne do tych bardziej znanych krasnali we Wrocławiu. Obecnie jest ich 45 i ciągle przybywa. Nam udaje się odnaleźć ledwie z 10. Widzimy też pomniki papieża św. Urbana I – patrona winiarzy i Zielonej Góry , winiarki Emmy – kontrowersyjny z uwagi na zmieniony kolor rzeźby , park winny z palmiarnią i stylową restauracją. Pijemy polskie winko „U Bachusa” na rynku , zaglądamy do obserwatorium astronomicznego , konkatedry , filharmonii i na wieczór jedziemy do naszych gospodarzy imprezować dalej.