Urodziny na Mazurach to tradycja niepisana. Od około 20 lat spotyka się nasze studencko-trollerskie towarzystwo na Mazurach , by z okazji kolejnych mijających rocznic osiemnastek naszych trzech ulubionych jubilatów spędzić w miłym otoczeniu wrześniowo-październikowy weekend. Od kilku lat lokalizację mamy stałą i łódek już nie bierzemy , bo wolimy pić na brzegu... a i ognisko na polanie też lepiej się pali niż na wodzie... Są wszelakie instrumenty muzyczne , piły motorowe , rollbar , namioty piknikowe i kuchnia polowa , oczywiście w powietrzu latają garnki osiągając kilkadziesiąt metrów wysokości odpalane petardami typu achtung , a uczestnicy paradują w hełmach ormo. W porywach jest nas do 50 osób, więc jest wesoło. My od momentu narodzin Poli wystawialiśmy delegację jednoosobową , ale w tym roku podobnie jak 4 lata temu pojechaliśmy w trójkę. Wtedy połączyliśmy to z Pribałtyką , teraz z minirejsem po Rosiu. Korzystając z uprzejmości naszego starego druha , który dysponuje wiekową Wenuską i ciesząc się z promieni słonecznych i niewielkich podmuchów wiatru przez kilka godzin sterowani przez Polę oraz synów kapitana w podobnym do Poli wieku radowaliśmy się pospołu. Dla Poli żaglówka to była kompletna nowość , ale chłopaki jako stare wilki morskie , którym nieobcy smak soli Bałtyckiej i Adriatyckiej dość szybko nauczyli młodą adeptkę o co tu chodzi. A że wiatr był nieduży , więc w zasadzie dzieci sterowały przez 4 godziny , a dorośli rozprawiali o wakacjach i planach na zimę. Potem dzieci poszły spać , a my kontynuowaliśmy rejs , ale już po zupełnie innych wodach......