23.08.2018 Bulawayo
Wstaliśmy jakoś tak po 6 , przed 8 wsiedliśmy po pierwszej zagadanej taryfy i pojachalismy na wycieczkę. Dolary już mi się skończyły , zostały tylko eura. Przeznaczone na trip miałem 100 euro i za tyle pojechaliśmy. Jak dotarlismy na miejsce jakieś 60 km od Bulawayo , to niestety okazało się , że nie możemy taksówką jeździć po parku , bo taksówki mają czerwone blachy i mają napisane z tyłu , że dalej niż 40 km od miasta nie mogą się oddalać. A to feler. Taksówkarz nie daje jednak za wygraną , dzwoni do t.zw. kuzyna wracamy w stronę miasta i po ok. 30 min zmieniamy samochód na prywatny z żółtymi blachami. Zmienia się też kierowca na nowego. Kasą dzielą się tak , że ten nowy odpali temu staremu 20 euro z moich 100 i będzie git. A to OK. Wracamy do parku. Teraz problemów nie ma. Bilet kosztuje 15 dolarów od dorosłego , 8 od Poli , 4 od lokalsa i 3 od cara. Razem 45 dolarów. W środku okazuje się , że by obejrzeć jaskinie i grób Rhodesa trzeba zapłacić po 10 dolarów od dorosłego i 5 od Poli, bo to inne ministerstwo. Nie mamy tyle dolarów , więc dogadujemy się na 10 euro + 70 rand i dostajemy 2 bilety podpisane przez 2 osoby: strażnika i policjanta. Ja jako trzecia osoba wchodzę gratis. Tym sposobem zaliczamy 3 jaskinie , w których sa naskalne malowidła zwierząt. Oprócz jaskiń podziwiamy też skałki , widoczki i inne atrakcje Matopo Hills wpisanego na Unesco. Potem przedostajemy się na drugą stronę drogi i wjeżdżamy do Whovi Wilderness Area , gdzie jest największe zagęszczenie lampartów w Afryce - na 100 km2 jest ich 70. Niestety mimo usilnych poszukiwań żadnego nie udaje nam się wytropić.. Musimy zadowolić się hipopotamami , impalami , guźcami i orłami.
Po 16 wracamy do miasta, zjadamy obiad i szykujemy się na jutrzejszy odjazd. Jutro żegnaj Zimbabwe , witaj ….!!!