20.07.2018 Kapsztad – Lanseria – Starkfontein – Maropeng – Rustenburg
Lotnisko po 23 prawie całkowicie opustoszało i spało się nawet dobrze tylko krótko.
Linie okazały się porządne i samolot w 2h punktualnie doleciał do minilotniska w Lanserii , taki tanioliniowy odpowiednik Tambo – największego lotniska w Afryce. Tu dla odmiany cisza i spokój. Bierzemy w Hertz Polo Vivo z przebiegiem 550 km i datą rejestracji 7 lipca. Trochę się motamy przy okazji ubezpieczenia , bo nie jesteśmy pewni, czy nam nie wcisnęli drugiego ubezpieczenia oprócz tego co mamy już wykupione, bo róźnią się ceny , ale pan kwituje że na tamto dostaliśmy promocję i całą kaucję nam zwrócą. Zobaczymy. Dokupujemy jszcze za 1600 rand permit upowazniający nas do wjazdu do sąsiednich krajów. Obejmuje wszystki oprócz Angoli , gdzie w ogóle nie da się wjechać samochodem z wypożyczalni i Mozambiku , gdzie trzeba by jeszcze wykupić jakiś dodatkowy papier.
Idąc do samochodu jeszcze walę łbem w znak drogowy , tak że mi rozcina czaszkę do krwi. Na szczęście po paru minutach krew przestaje lecieć i będę funkcjonował dalej. Znak zresztą też. Z lotniska odjeżdżamy o 11. Od razu czuć różnice między klekotem a VW. Tu wszystko jest na miejscu i pasuje.
Dziś w planach mamy wpisane na Unesco leżące jakieś 60 km od lotniska i 10 km od siebie 2 obiekty wpisane łącznie z kilkoma innymi a nazywające się Starkfontein i Maropeng. Wjazd na oba łącznie kosztuje 190 rand adult 125 rand child i zwiedza się każdy z nich około godziny.Pierwsza atrakcja to jaskinia , w której Panowie Robert Bloom i John Robinson w 1947r. znaleźli Panią Ples, starszą od nich o jakieś 2,5 mln lat. Pani Ples to najbardziej kompletna czaszka australopiteka. Tym samym potwiedzono odkrycie Raymonda Darta w 1925r. , który odnazł wtedy Dziecko z Taung , przedstawiciela tego samego gatunku, którego niektórzy uważają za praprzodka człowieka , czyli hominida. Druga atrakcja to interaktywne muzeum archeologiczne , w którym znajdują się dwa prawie pełne szkielety innych hominidów. Pani Ples spoczywa bowiem w Pretorii. W tym muzeum są dwa fajne elementy: spływ łódką poprzez rózne ziemskie klimaty i t.zw. czarna dziura , czyli pomieszczenie w którym stoi się na pomoście a obracają się ściany i wrażenie jest taki jakby pomost się obracał i za chwilę człowiek wpadł w dziurę.
Plan zakładał dotarcie w okolice Sun City , ale droga była kiepska i bardzo tłoczna , więc na nocleg zatrzymalismy się w stolicy prowincji North West , czyli 300- tysięcznym Rustenburgu, gdzie na bookingu wyhaczyłem kolejny B&B z trzema pokojami , kuchnią i łazienką za 700 rand. Dziś padlismy szybko , a jutro musimy wcześnie wstać , bo tematów mamy sporo.