19.07.2018 Prince Albert – Kapsztad
Spało się rewelacyjnie , słoneczko pięknie świeciło , nic nas nie goniło , więc zbieraliśmy się i zbieraliśmy. To super pole kosztowało tylko 230 rand. Do lotniska mieliśmy 400 km i zatrzymaliśmy się tylko raz z Worcester , by coś zjeść i popatrzeć na górki. Jechalismy przez półpustynię Karoo – kompletne pustkowia , drogą nr 1 łączącą Kapsztad z Johannesburgiem. Jest to zwykła droga , no może ma trochę szersze pobocze , ruch jednak na niej spory , głównie tiry.
Przejechaliśmy przez płatny tunel za 38 rand i dotarliśmy koło 19 pod lotnisko. Lot mamy o 6:20 liniami FlySafair, podobno najlepszymi tanimi liniami w Afryce, zobaczym jak to wyjdzie. Zatankowalismy klekota , przejechaliśmy 1300 km , spalanie 87 litrów za 1360 randów, czyli średnia 6,7l/100km akceptowalna. Klekot dotoczył się i nawet go polubilismy na tyle , że planowaliśmy w nim spać na parkingu przed lotniskiem. Okazało się jednak że z lotniska między 23 a 5 nic nie lata , więc wypozyczalnia w tych godzinach nie pracuje. Oddaliśmy więc klekota , bez żadnych problemów i ułożyliśmy się do snu na lotnisku. Ze 6h złapiemy. Tym sposobem kończy się drugi etap naszej podróży o roboczej nazwie kapsztad i okolice i zaczyna się trzeci o roboczej nazwie okolice Joburga.