12.07.2018 Kapsztad
Skaranie boskie z tym samochodem. Przez 18 dni nie wiem , czy oddalilismy się od niego na więcej niż godzina marszu. Nogi same rwą się do ganiania. Dziś zwiedzamy miasto z buta. Podobno najładniejsze w Afryce. Pięknie położone nad zatoką w cieniu gór sięgających 1000 m z architekturą w stylu holendersko-angielskim , z piętnem aparthaidu.
Przy dworcu kręcą się dziwne typy , na ulicach jest sporo policji i jakichś formacji na styl ORMO , czyli straż obywatelska , ale generalnie uważamy że jest bezpiecznie. Tłok spory. Tu żyje 4 mln ludzi , czyli 2 razy tyle co w Namibii. Na dworcu kupuje kartę SIM prepaid vodacom 0,5 gb na 1mc za 150 rand oraz naprawiam kompa poprzez reinstalacje windows XP za 400 rand. Komp ma 9 lat i był ze mną gdzieś w 80 krajach to Acer Asphire one z dyskiem 80 GB stary, ale póki co daje radę. Pogoda oceaniczna: raz pada raz świeci. Gór Stołowych nie widać. Zwiedzamy centrum , zamek Good Hope , ulicę Long – najbardziej imprezową , parlament , park Gardens , ratusz , 2 katedry katolicką i anglikańską , kilka pomników wybitnych męzów stanu w tym królowej Wiktorii, greenmarket squarre , dzielnicę parterowych kolorowych arabskich domków , czyli Bo-Kaap , port z przyległościami , w stylu Muzeum Mandeli , koło młynskie , foki , wieża zegarowa , pomnik 4 lauretaów Nobla , luksusowe łodzie i apartamenty. Jest tu też Akwarium i Stadion , ale to zobaczymy póżniej. Na wpisaną na Unesco wyspę Robben , gdzie Mandela był więziony 18 lat prom dziś nie płynie , bo za duża fala. W sumie miasto nam się podoba – taki mix Australii z Nigerią , ale myśleliśmy, że będzie fajniejsze. Nadal najpiękniejszym dużym miastem w którym byliśmy pozostaje Sydney. Może jutro coś się zmieni , bo jutro też tu.