28.06.2018 Luderitz – Kolmanskop – Helmeringhausen
Pogoda cały czas OK pełne słońce tak do +28 w dzień. Zaczynamy od wizyty w Kolmanskop, czyli mieście z początku XXw. zasypanym przez piachy pustynne. Wjazd 90 NS. Samochód zostawia się wewnątrz. Całość do zwiedzenia w max 1h. Jest tu około 60 budynków mniej lub bardziej zniszczonych. Ciekawe są żeliwne wanny i umywalki , widać różnice między domami elity , a plebsu. Jest szpital , stacja trafo , dworzec , piekarnia , chłodnia , knajpa i kilka innych ciekawych obiektów. Całość robi dobre wrażenie i jest godna polecenia. Wracamy do Luderitz i jedziemy jakieś 10 km na N na Agata Beach , po drodze podziwiając flamingi brodzące w jeziorku. Plaża fajna piaszczysta , ale woda zimna max +12 i kąpać się nie da. Wracamy do Luderitz i jedziemy na S robić pętelkę jakieś 50 km z dwoma punktami widokowymi na początku i końcu fiordowego wybrzeża. Klimaty tu jak w Norwegii , skały , zatoki , walka potęgi oceanu z potęgą lądu. Tu przybił portugalski odkrywca Bartolomeo Diaz pod koniec XVw i jest tu specjalny krzyż upamiętniający to zdarzenie. Wejść się tam nie da , bo fale rozbiły pomost. Tu miały być foki i pingwiny , ale wieje tak mocno , że chyba wszystkie wywiało. Są tylko mewy i jakieś lokalne nieznane mi czarne ptaszydła z czerwonymi dziobskami. W drugim końcu tego wybrzeża obejrzeć można zjawisko piany morskiej jaka tworzy się w wyniku reakcji soli morskiej ze skałą wapienną. Fajna piana , jeszcze takiego cudaka nie widziałem. Trafiają się kolejne flamingi , jest też chwila oddechu przy cichej zatoczce. O jak tu uroczo , nie to co na tym szalonym wybrzeżu z 6 – metrowymi falami. Jedziemy do Luderitz na zakupy. Kupujemy ciepłego kurczaka z frytkami w supermarkecie i zjadamy w mój ulubiony sposób czyli pod sklepem na murku. Jeszcze tankujemy i już możemy jechać w stronę Sestriem. Zatrzymujemy się jeszcze przed Aus , by podziwiać dzikie konie , które tu się kręcą po okolicy. W Aus skręcamy na szutry , którymi będziemy jechać z 700 km. Jedzie się dość spokojnie , trafia się jakaś przypadkowa zebra.
W pierwszym potencjalnym miejscu do spania jesteśmy tuż po 18 , okazuje się jednak że nie jesteśmy tu mile widziani , bo jesteśmy niezapowiadani i zbyt późno , nie ma męża , wiec gospodyni wygania nas precz , ale jest na tyle sympatyczna , że dzwoni do następnego gospodarza i ustala z nim , że on nas przyjmie. A to OK. Docieramy do niego już po 19 , więc nocą , ale my się nocą jeździć póki co nie boimy, choć jest to bardzo męczące , bo drogę wypatruje się ciężko , bo niewiele się rożni od otoczenia. W Helmaringhausen poza sklepem , stacją benzynową i naszym noclegiem jest niewiele. Na polu oprócz nas jest jeszcze jeden samochód. Rozbijamy się na pięknej trawce po 200 NS od osoby , Pola też. Patrzymy na piękne niebo i idziemy spać. Noc będzie zimna , więc zakładamy na siebie co cieplejsze ciuchy.