01.06.2018 Coma Pedrosa – Ordino – Dolina Madriu – Carcassonne
Ze schroniska na szczyt jest ok. 2,5 h drogi i 750 m przewyższenia. Szlak jest dość prosty technicznie i można wejść nie korzystając z rąk. Pogoda na dziś miała być OK do 12 , a potem deszcz , a w górach nawet śnieg. By wejść na szczyt i zejść powinniśmy wyjść max o 8. Wstaliśmy jednak dopiero przed 10 , tak byliśmy zmęczeni po wczorajszym podejściu , podejście prowadziło żlebem , który był widoczny i cały zaśnieżony. Oceniliśmy że szanse na wejście mamy niewielkie i odpuściliśmy. Wpisaliśmy się w zeszyt pobytowy w schronisku. Nasz wpis był dopiero szóstym w tym roku. Jeden wpis w marcu i cztery w maju. Tylko jeden wpis pokazywał, że ktoś był na szczycie , reszta albo w ogóle tego nie planowała , albo odpuściła i zawróciła przed szczytem. Zima w Pirenejach jednak w tym roku jest sroga. W nocy myślę że było koło zera , a na szczycie na pewno poniżej.
Popatrzyliśmy jeszcze na nadciągające chmury i ok. 12 zaczęliśmy schodzić. Pola od czasu do czasu zjeżdżała na jabłuszku. Ok. 13 dopadł nas grad. Nałożyliśmy na siebie worki foliowe i jakoś to gradobicie przetrwaliśmy. Po ponad 2h byliśmy przy Aygo.
Przebraliśmy się i zaczęliśmy realizować plan B. Najpierw podjechaliśmy do Ordino , by obejrzeć muzeum Matrioszek – jedno z dwóch takich na świecie. Potem podjechaliśmy do Escaldes , by przejść się na spacer po dolinie Madriu – Parafita – Claror utworzonej przez 3 małe rzeczki i wpisanej na listę Unesco jako jedyny obiekt w Andorze. Jest to dolina polodowcowa pokryta bujnym lasem zielonym przypominającym wilgotne lasy Nowej Zelandii. Podoba nam się ten walk , bo akurat chwilowo nie pada.
Do Pas de la Casa leżącego przy granicy francuskiej jedziemy przez przełęcz. O godz. 18 jest +7 i pełno śniegu wokół. Zjadamy obiad w lokalnej knajpie i wracamy do Francji. Na granicy spoko , nikt od nas nic nie chce. Dojeżdżamy do stacji benzynowej na autostradzie pod Carcassonne i idziemy spać w namiocie.