04.05 Kiszyniów – Balanesti – Suczawa
O 11 meldujemy się w Milesti Mici – płacimy 200 lei za Anię bez degustacji i 350 lei za mnie z degustacją wsiadamy w elfa i jedziemy sznurkiem 4 samochodów zwiedzać winne piwnice. Przewodnik siedzi w pierwszym samochodzie , w 3 pozostałych Polacy. Po drodze zatrzymujemy się ze 2 razy na zwiedzanie. Całość bez degustacji zajmuje 40 min , z degustacja o 30 min dłużej. W sumie nawet robi wrażenie; liczba składowanych butelek , beczek jest tu największa na świecie , nawet rekord Guinessa mają. Niewarto tylko degustować , bo za 150 lei dostaje się po 200 ml trzech rodzajów win i o jakichś wyrafinowanych smakach , których pić się nie da. Przed wjazdem jest knajpa , tam wino z kranu kosztuje 8 lei za 100 ml i to jest dobry deal. Krany są 3 i lecą z nich 3 smaki: białe , rożowe i czerwone. W sklepie można kupić winka na pamiątkę w cenach od 10 zł do ponad 1000 zł.
Jedziemy w stronę najwyższego szczytu kraju Dealul Balanesti 430 m npm znajdującego się obok wioski o tej samej nazwie. Samochód zostawia się pod sklepem spożywczym i idzie z buta 180 m w górę wchodząc na z daleka widoczny pagórek , na którym znajdują się 2 anteny. Widoki średnie , trudności żadne. Może trza trochę uważać przy wyjściu ze wsi , którą drogą iść , by dojść. Nam się udaje za drugim razem , bo ta pierwsza , gdzies kończy się przed domem gospodarza. Mamy cały czas piękne słońce. Tak czy siak zdobywamy kolejny klejnot do KGE i KGŚ. Odnośnie KGE to będzie 18 dla Poli , 21 dla Ani i 24 dla mnie. Jeszcze 1 i będę na połowie. Hurra!!!
Z Balanesti kierujemy się na przejście graniczne Costesti/Stanca znajdujące się na rzece Prut w rejonach totalnie opustoszałych. Tylko studnie przydrożne są bezzmiennie. Mołdawia – to kraina studni. Jest tu chyba więcej niż ludzi. Wydajemy ostatnie leje w sklepie przy stacji benzynowej tuż obok granicy i małą dróżką dojeżdżamy do szlabanu. Granica pusta i łatwa do przekroczenia , choć nie wiem , czy nie czynna tylko do 20 , my jesteśmy jakoś o 19.30. Na granicy oddaje się karteczkę z winietą i już się jest w Rumunii.
Tu już jest zasięg unijnej telefonii , więc można wyhaczyć przez net jakiś nocleg. Znajduje Albert w Suczawie. Dojeżdżamy tam na 22:30. Płacę 26 euro i idziemy spać jak zwykle grubo po 23. Suczawę znamy z pobytu tu 15 lat temu , więc teraz zwiedzać jej nie będziemy , tylko od razu pojedziemy dalej.