W niedzielę miało padać i jakoś na narty nam się nie chciało. Cały dzień korzystaliśmy w lokalnych atrakcji pozanarciarskich: takich jak wjazd oldskulową kolejką górską , zipline , zamek lodowy , jazda rowerem na linie nad jeziorem , basen ze spa. Ceny takich atrakcji są conajmniej dwukrotnie niższe niż w Polsce, do tego praktycznie nikt z nich nie korzysta , więc jest pewnego rodzaju intymność. Do Bukovela jeszcze wrócimy , bo bardzo nam się spodobał.
W poniedziałek mieliśmy w planach wejście na Hoverlę - najwyższy szczyt Ukrainy 2061 m npm, ale raczej bylismy pewni , że nam to się nie uda , bo: w górach jest ponad 2 metry sniegu , jest 3 stopień zagrożenia lawinowego , temperatura na szczycie ok. -10 wiatr do 50 km/h , brak widoczności, bo nisko chmury i pada śnieg. Chcieliśmy wejść najkrótsza drogą od turbazy Zaroślak. Jest to ok. 800 m przewyższenia i ok. 2,5h drogi. Do Turbazy było ok.40 km. Nie dojechaliśmy , odbilismy się od szlabanu na końcu wsi , jakieś 8 km przed turbazą. Wiedzielismy o tym szlabanie , ale myślelismy że nas puszczą dalej , owszem jakbyśmy zapłacili 25 hrywien to by nas puścili , ale i tak bysmy nie dojechali , bo droga była nieodsnieżona i przebić przez nią można było tylko wtedy gdy dysponuje się ciężarówą lub porządnym 4x4. Trudno , spróbujemy następnym razem , ja i Ania bylismy już na Hoverli jakieś 14 lat temu , ale od innej strony , więc żal jakby mniejszy.
Wracamy do kraju zatrzymując sie tu i ówdzie docierając na noc do Czerwonogrodu leżącego tuż obok polskiej granicy. Znajdujemy tu najpierw jakiś hotel robotniczy pełny cyganów za 250 uah w norze typu melina - tu się spać nie da oraz hotel chyba nauczycielski o nazwie Comfort , gdzie pokój kosztuje 550 uah.
Jutro wracamy do domu.
Uwagę na Ukrainie zwracają miejsca pamięci poświęcone Euromajdanowi nazwane niebiańska sotnia , na których prezentowane są zdjęcia poległych w Kijowie oraz flagi ukraińska i Prawego sektora. Są one praktycznie w każdym mieście , najczęściej w miejscu , w którym stał pomnik Lenina.