22.01.2018 Tiwi – Szab – Sur – Bani Khalid
Spało się wybornie , chociaż trochę much się przedostało do wewnątrz z powodu wiatru który co chwila zwiewał moskitierę.
Wróciliśmy do miasta na jedzenie , potem podjechaliśmy obejrzeć plażę i olbrzymiego zdechłego żółwia którego morze wyrzuciło na brzeg. Potem podjechaliśmy do wioski leżącej nad wadi i robiącej za atrakcję turystyczną z powodu dużej ilości palm i ciekawych widoczków na góry oraz możliwości kąpieli w wadi. Widać lub faladże , czyli omańska specjalność wpisaną na listę Unesco i służącą do transportu wody z wyższych partii gór w doliny systemem kanałów przypominającym akwedukty. 4 takie systemy są wpisane na Unesco , ten akurat nie. Mając do dyspozycji 4x4 można drogę pojechać jeszcze z 15 km na fajny off-road po okolicznych górkach liczących nawet 2000 m npm. My nie mamy.
Jedziemy do kolejnego wadi oddalonego o jakieś 4 km , czyli Ash Dhab lub Szab. To wadi ma zupełnie inny charakter bardziej sportowo-adrealinowy. Samochód zostawia się na parkingu pod autostradą , łódką za 1 rial/os / Pola za free / przepływa się na drugi brzeg skąd rozpoczyna się ok. 3 km walk prowadzący do kanionu. Kanion jest częściowo wypełniony wodą i pokonuje się go płynąc i idąc po skałkach w zależności od ilości wody. Woda jest turkusowa , skałki są bialutkie , widoki są powalające. Tym kanionem odcinek do pokonania to ok. 300 m. Nie decydujemy się jednak na to. Ania przepływa może ze 100 m i wraca. Ja przechodzę trasę górą i robię foty , dziewczyny pluszczą się z początku. Trochę przypomina to podobną atrakcję w Dominikanie , z tym że tam jest to skomercjalizowane , tu póki co jest to za free.
Kolejny przystanek to Sur , takie miłe miasteczko leżące nad Zatoką Omańską / linia brzegowa Omanu ma ponad 3000 km /i chlubiące się białą piaszczystą plażą. Faktycznie plaża jest ładna. Oglądamy muzeum statków ze sporej wielkości repliką czegoś na kształt galery , wielki meczet. Jakieś 50 km od Sur w przeciwną stronę do naszej jest półwysep znany z tego że można na nim podglądać jak żółwie składają jaja i jak wykluwają się z nich w nocy małe żółwie i wędrują z plaży do morza. Najlepszy na to moment to okres od września do listopada. Jest styczeń , więc olewamy to i jedziemy dalej w stronę ostatniego wadi z naszej listy czyli Bani Khalid.
Po drodze zatrzymujemy się jeszcze na pyszne kebaby u Paka. Ciekawostką jest to , że lokalsi podjeżdżają pod coffee shop , trąbią , przychodzi kelner do auto , przyjmuje zamówienie , po paru minutach przynosi do auta z rachunkiem , kierowca płaci i odjeżdża z auto nie wysiadając , ot taki omański Mc Drive.
W Bani Khalid parkujemy na wielkim parkingu na końcu drogi , rozkładamy siedzenia w Yarisce , Pola zajmuje tylną kanapę , my śpimy na fotelach. Śpi się nawet dobrze od 22 do 9 rano. Przejechane koło 200 km.