21.01.2018 Sohar – Maskat - Tiwi
Odpoczywało się znakomicie , nawet nawoływacza nie było słychać. Dostaliśmy wypasione śniadanie składające się z owoców , parówek , serków topionych i placków. Pychotka. Zebraliśmy się koło 11 i ustawiliśmy na stopa chcąc dojechać do supermarketu Lulu , który wydawał nam się centrum komunikacyjnym. Stop trafił się od razu. Zatrzymała się powożącą Nissanem samotna młoda pani ubrana w abaję. Szok. Ani kazała usiąść z przodu , a mi za Anią. Pola usiadła za kierowcą. Miło gawędząc sobie o tym o owym dojechaliśmy do Lulu. Tu okazało się , że przystanek autobusów jest jednak na tej stacji benzynowej Shella na której wysiedliśmy , czyli ze 4 km dalej po drodze. Tu można tylko wziąć taksi za 25 riali. Idziem na stację. Tu okazuje się że bus jadący z granicznego Al Burkanai będzie za 2 h o 14.45. A to próbujemy stopować , najpierw na autostradzie , potem jednak przy stacji , po na autostradzie nie wolno. Zatrzymują się przy nas kierowcy , zagadują , jest miło , ale do Maskatu nikt nie jedzie. Tak po godzinie stania trafiają się dwaj biznesmeni z Indii i nas zabierają na swojego Hyundaya. Jedzie się na lotnisko te 200 km ok. 2h z półgodzinną przerwą na kawę. Lotnisko jest tuż przy drodze , więc przechodzimy tylko przez kładkę i już jesteśmy na hali przylotów. Lotnisko małe obsługuje głownie połączenia z Indiami , Pakistanem , Nepalem i Bangladeszem z których korzystają ekspaci , czyli siła robocza Omanu stanowiący ok. 30% społeczności , a w Maskacie nawet z 50%. W naszym Dollarze dość szybko załatwiamy formalności i już możemy odjeżdżać. Tym razem trafia nam się zdezolowana Toyota Yaris 1500 w sedanie. Pełno obić , rys , brudne siedzenia , nie do pełna zatankowana , mająca ponad 65 tysi przebiegu. Kosztuje 12 riali za dzień bez ubezpieczenia wkładu własnego wynoszącego 125 riali , z limitem 200 km/dzień + 0,04 rial za każdy km nad limit. Mamy ją na 5 dób , czyli do godz. 17 w piątek. Jedziemy do stolicy jakieś 35 km dalej , po drodze mijamy Wielki Meczet Sułtana Kabusa. Generalnie wszystko co jest w Omanie to jest dzieło Kabusa , ogólnie szanowanego władcy, który rządzi krajem od 1971 roku i ma już prawie 80 lat , a nie zostawił potomka. Po jego śmierci pewnie w kraju zacznie się wojna podobna do tej co toczy sąsiedni Jemen. W stolicy trwa akurat Maskat Festiwal , czyli jedna z większych atrakcji folklorystycznych doroczna impreza odbywająca się na przełomie stycznia i lutego. Obejrzymy ją w piątek. Dziś robimy zakupy na suku w postaci odlotowych spodni dla Ani i Poli , trochę snujemy się po okolicy portu i jedziemy dalej. Dojeżdżamy autostradę do Tiwi , gdzie jest jedna z atrakcji turystycznych kraju czyli wadi. Zwiedzimy je jutro. Dziś szukamy noclegu , w pobliżu plaży kiepsko , bo kamienie. Jemy jeszcze coś tam w coffee shopie , czyli takim podstawowym punkcie żywieniowym , czynnym praktycznie całą dobę. W każdej wsi coś takiego jest. Można się napić kawy , harbaty , soku lub coli i zjeść ryż z kurczakiem lub warzywami albo jakiegoś placka z jajkiem lub nawet shawarmę. Po kilku km jazdy z stronę wadi trafia się super nocleg zwany VIP Relax , czyli coś na kształt namiotu w którym jest dywan i kilka rozwalonych kanap i foteli oraz baniak z wodą. Składamy kanapy i fotele z jedno wielkie łóżko , rozwieszamy moskitierę , rozkładamy na kanapach koc , włazimy do śpiworów i idziemy spać. Przejechane koło 200 km