Wstalismy o 6 w postanowieniem jazdy cały dzień. O 8 byliśmy na otwarciu wyciągu COS na Skrzyczne. Też są nowe krzesła: 2 x po 4 siadaczce Leitnera. Niestety jest też problem , bo z trzech zakupionych przez net biletów działą tylko jeden , ten dla Poli. Nasze nie działaja i by wyjaśnić temat muszę niestety iść do centrum obsługi pod gondolkami jakieś 2 km. Co robić trza iść. Ania czeka w poczekalni , Pola jeździ z Niną i jej rodziną. Na miejscu okazuje się , że jest błąd systemu i sprawa po 40 minutach czekania w kolejce ludzi z podobnymi problemami do mojego zostaje pozytywnie wyjasniona. Pod wyciąg wracam po prawie półtorej godzinie. Widać jazda przed 10 nie dla nas... W COS-ie działą tylko górna kolejka czarna FIS-ówka z czerwonym łącznikiem , jest trochę lodu i spory wiatr , ale jest piękne słońce i zimowe widoki powalają. W nocy podobno było -14. Dziś to taki wyjątkowy dzień w tym deszczowym ciągu. Jutro też ma padać , bo temperatura rośnie ostro. Jeżdzimy na z pewnością najlepszej trasie w Szczyrku czekając na wyciąg tak 15 - 20 minut. O 13 oddzielam się od grupy i zdobywam po raz chyba szósty Skrzyczne , a następnie w bajkowej scenerii zjeżdżam na Małe Skrzyczne , gdzie jeżdżę do 16. Dzisiaj jest znacznie mniej ludzi niż wczoraj , widać fama o tym że czeka sie po 30 - 40 minut poszła w świat... i ludzie pojechali dziś gdzie indziej. Raz nawet na niebieskim , czyli dawnej Golgocie udaje mi się przejechać bez kolejki. Do samochodu przy COS-ie wracam w butach narciarskich wyprzedzając z 50 samochodów stojących w korku. Korek jest tu od 14 do 18 i trza w nim odstac ze 2h.
Załoga czeka na mnie w knajpie , na danie oczekują od 60 minut... System karteczkowy się sypie... Przed 19 się rozstajemy z Niną , wracamy na kwaterę i chyba jutro do domu...
Dziś był piękny dzień , ale jednak Szczyrk musi ze 2 lata jeszcze szlifować formę...