Pogoda niestety gwałtownie się pogorszyła, wieje , pada i odwilż. Zwijamy się z kwatery i jedziemy w Małą Fatrę. Do Vratnej docieramy o 13. Działa tylko 1 krzesło - Pasieki , pada deszcz i generalnie jakoś nie chce nam się jeździć na nartach. Zmieniamy plany idziemy w góry. Wybieramy Diery , czyli miejsce w którym byłem półtora roku temu z kłębami. Zajeżdżamy do Stefanovej i idziemy znanym żółtym szlakiem. Jest bardzo ślisko i nieprzyjemnie. Wybieramy Dolne Diery , bo górne mogą być w tych warunkach naprawdę niebezpieczne. Poza tym wtedy w Dolnych Dierach nie byłem. Dolne są mniej ekscytujące niż górne , ale i tak widowiskowe. Oglądamy to i owo , widać jak na szlak zwaliło się drzewo i zabrało pół poręczy z mostku. Mam nadzieję że wtedy nikogo nie było na szlaku.... brr.. widać że szlak coraz bardziej zbliża się do rzeki , powstają nowe pomosty i kładki. Wracamy tą samą drogą. Jest już ciemno 16:30 , jest ślisko i jest mrok , dzwonimy na policję , straż leśną , TOPR , GOPR i co tam jeszcze by nas ratowali , ale Ci nam odmawiają , mówią że wszystkie siły rzucili na Morskie Oko. Tam podobno kataklizm. A no trudno , jakoś damy sobie radę bez pomocy , odmawiam apel smoleński i już mi raźniej. Do elfa wracamy ze 2 kilo grubsi , tyle błota mamy na butach i ciuchach.
Jedziemy do Szczyrku , do kwatery , w której będziemy spać 4 najbliższe noce. Tu raczej też na nartach nie pojeździmy bo hula halny , więc wczoraj i dziś wyciągi nie hulały. Zobaczym co będzie jutro. Śnieg topnieje w oczach.