06.07.2017 Almaty
Z hotelu wychodzimy koło 11 – miasto opustoszałe , większość mieszkańców wyjechała na długi weekend. Zaczynamy od metra – ma kilka stacji i prowadzi od jednego dworca autobusowego do drugiego przez centrum miasta robiąc skręt o 90 stopni na stacji Abaj. Bilet w postaci żetonu kosztuje 80 tenge dorosły 40 tenge dziecko. Metro jest bardzo głębokie i bardzo wypasione nowoczesne oddane do użytku kilka lat temu. Pełno marmurów , prześwietlarki , policja itp. gadżety. Wszystko to dzieło Hyundaya.
Wysiadamy na stacji Abaj i idziemy na ulicę Dystyk , gdzie wsiadamy w autobus 21 i jedziemy jakieś 30 min do Medeo. Medeo to olbrzymi kompleks sportów zimowych – tej zimy odbywała się tu uniwersjada i na tą okazję oddano do użytku bardzo długą kolejkę gondolową prowadzącą do ośrodka Szymbułak. Przejazd zajmuje ok. 20 min. W Szymbułak zmienia się kolejkę Doppelmeyra na Leitnera i podjeżdża na stację pośrednią , gdzie znowu zmienia się kolejkę na kolejnego Leitnera. Generalnie bilet w tą i z powrotem kosztuje 3200 tenge dorosły i 2100 riebionok , ale jak się płaci kartą Mastercard to dostaje się 5% zniżki. Akurat mam taka kartę , tym sposobem resztuje mi się na browar.
Generalnie podjeżdża się z ok. 1650 m npm na 3200 m npm i na górze obserwuje się super widoki na okoliczne czterotysięczniki pokryte śniegiem. Temperatura jest tu o kilkanaście stopni niższa niż w Almatach położonych na ok. 900 m npm. Zasiadamy na workach sako przed knajpą na 3200 i racząc się piwkiem z Ameryki za 1200 tenge , bo innego nie ma poddajemy się chilloutowi przy rytmach lokalnej muzyki. Po godzinie relaksu zjeżdżamy w dół. Dziś zachowaliśmy się jak typowi Niemcy , ale cóż – nieraz i tak trzeba. Dymać pod górę po kamulcach wzdłuż wyciągu to kompletny bezsens i innego uzasadnienia dla takiego działania jak zaoszczędzenie paru złotych nie dostrzegam. Moim zdaniem jest to najprostszy sposób na zniechęcenie dziecka do gór. Dziecko powinno czerpać radość z pobytu w górach i właśnie wjazd kolejką taką radość daje , a na ćwiczenie charakteru jeszcze przyjdzie czas. Poza tym nikt nie wchodził – wszyscy podjeżdżali kolejką.
Ośrodek na wypasie czasami sprawiał wrażenie jakbyśmy byli w Alpach.
W dół, w autobus i spacer po mieście. Najpierw Plac Niepodległości z gmachem KC KPZR w tle i pomnikiem niepodległości naprzeciw. Głowę sobie dam uciąć , że wcześniej na miejscu tego pomnika stał Lenin. Teraz jest Nazarbajew, co prawda nie w centralnym punkcie tylko na końcu pochodu pokazującego historię kraju, no ale jest.
Po obiedzie w Mc Donalds zachodzimy w okolicę parku , gdzie znajduje się cerkiew Wozniesieńska , bardzo ładna i stylowa oraz pomnik zwycięstwa o dziwo nawet mimo swojego monumentalizmu tworzący zamkniętą całość. Zahaczmy jeszcze o knajpę , w której byliśmy wczoraj , kupujemy w sklepiku arbuza 7 kg za 6 zł i wracamy do hotelu. Hotel o dziwo mimo tego że ma ze 100 pokoi ma na drzwiach karteczkę z napisem „miest niet”.
Almaty jest kompletnie innym miastem od Astany – takim typowym radzieckim centrem, pełnym szerokich ulic , monumentalnych budowli , bez starówki i ciekawych punktów. Bardzo mi się podobało , że jest tu tyle drzew – dużych zielonych z rozłożystymi koronami dających dużo cienia, idealne tereny do grasowania dla Szyszkodnika.
Dziś temperatura w mieście dochodziła do +35. Jutro też tu.