W czwartek dla odmiany nie jeździmy, tylko idziemy w góry. Jakieś 10 km od Tamsweg znajduję na mapie drogę prowadzącą do Karneralm – małej wioski położonej na ok. 1800 m npm skąd można wejść na Kloelingnock mający 2144 m npm i robiąc pętelkę po grzbiecie wrócić do wioski innym zejściem. W sumie wycieczka na ok. 4 – 5h. Pogoda jest ładna i zachęca do wyjścia w góry. Szlak okazuje się jednak kompletnie nie przetarty , zapadam się po uda , Pola idąc moimi śladami , co chwila się wywala , bo moje po uda dla niej już więcej niż po pas. Do tego wieje niesamowicie silny wiatr. Gdzieś w połowie podejścia po jakiejś godzinie drogi klops. Pola nie ma ochoty iść dalej. Rozdzielamy się: Ania i Pola po śladach wracają do auta, a ja idę dalej. Osiągam grzbiet i tu dopiero się zaczyna… Wiatr taki, że nie jestem w stanie ustać na nogach, myślę że spoko ponad 100 km/h. Tak silny wiatr spotkałem tylko raz , kilkanaście lat temu , gdy z Anią chcieliśmy wejść na Veletę w Sierra Nevada w Andaluzji. Dobrze że tym razem nie idę pod wiatr tylko wiatr wieje z boku. Przechodze przez grzbiet już spokojnie , bo śniegu tu praktycznie nie ma. Wszystko wywiane w dolinę. Porozumiewamy się z Anią przez walkie-talkie. Widoki mam niesamowit. Widzę prawie całe Wysokie Taury , w tym pewnie i Grossglocknera , czyli najwyższy szczyt Austrii. Po jakichś 3 km drogi grzbietowej schodzę w dół , a właściwie zbiegam w śniegu po pas. Ania i Pola czekają już na mnie w elfie. Wracając do domu zatrzymujemy się jeszcze w Tamsweg i zwiedzamy te minimiasteczko ok. 6 tysi , które jest jednak miastem powiatowym. Wieczorem gospodarze zapraszają nas na imprezkę, stawiają nalewkę z sosny oraz z czarnego bzu. My mamy śliwowicę – dzieło mojego teścia. Impreza konkretna. Gospodarze mówią nam ,że najlepszy w okolicy ośrodek to ten w którym jeszcze nie byliśmy , czyli Fanninberg.