25.12.2016 Fuerteventura
Pierwszy dzień świąt jest przeznaczony na delikatny relaks. Pływać w basenie się nie da , bo jest ledwie +15 i do tego dość mocno wieje. Opalać tym bardziej. Zostaje zwiedzanie. Zwijamy się o 12 z hotelu , wsiadamy w busa i jedziemy do stolicy wyspy , czyli Puerto del Rosario. Mamy już pomysł na spędzenie reszty dnia. Trasę Puerto del Rosario - Corralejo – El Cotillo – Faro de Toston – La Oliva – Tindaya – Puerto del Rosario pokonujemy korzystając z taksówki z kierowcą. Dogadujemy się na 5 godzin objazdówki za 80 euro. Taksówkarz okazuje się być Bułgarem , więc spoko sobie gadamy cały czas po rosyjsku. Jest bardzo miły i sympatyczny , wszystko nam pokazuje i robi za całkiem niezłego przewodnika. A oglądać jest tu co: pustynne krajobrazy , wydmy , wulkany , niesamowite plaże , miniaturowe miasteczka i bardzo przyjemny kurort Corralejo. Przejeżdżamy ok. 150 km. Wieje niesamowicie silny wiatr, zgodnie z nazwą wyspy. Potem zwiedzamy jeszcze chwilę Puerto del Rosario. Ciekawostka to publiczna darmowa ładowarka USB z darmowym Wi-Fi. Poza tym za wiele tu nie ma.
Wsiadamy w busa i jedziemy na znane lotnisko. O 20:30 wylatujemy na Teneryfę korzystając z lokalnych linii Binter i ich turbośmigłowca ATR 72. Leci się 50 min , a bilet kosztuje ok. 350 zł od osoby , czyli więcej niż kosztował z Budapesztu….
Lądujemy na lotnisku Tenerife Norte obecnie obsługującym tylko loty krajowe. Kiedyś to było jedyne lotnisko na wyspie. Znane jest z tego że na jego płycie w latach 70 – tych miała miejsce największa katastrofa lotnicza w historii polegająca na zderzeniu się ze sobą dwóch samolotów. Liczba ofiar ponad 500. Przyczyna: mgła , błąd pilota , błąd wieży , nieszczęśliwy zbieg okoliczności. Antoni M. miał wtedy 29 lat i należał do KOR…
Jest już ciemno. Dalej wieje , ale trochę słabiej , z tym że jest zimniej ok. 10 stopni. Szukamy noclegu. Po ok. 40 minutach marszu rozstawiamy namiot na zaoranym polu , tuz za kupą gnoju , która nas chroni przed zauważeniem nas z ulicy przez policję lub dziwnych typków. Nie mamy szpilek / bo nie przeszłyby przez prześwietlarkę na lotnisku / , więc namiot mocujemy za pomocą drewnianych pałeczek do sushi i lokalnych patyków. Idziemy spać ok. 23.30. Noc do łatwych jednak nie będzie należeć…….