24.12.2016 Budapeszt - Fuerteventura
Dojeżdżamy z małym opóźnieniem ok. 8 rano na dworzec Kelenfold położony w Budzie. Pogoda okrutna: zimno, wilgotno, szaro i pada marznący deszcz. Brr. Wsiadamy w metro M4 oddane do użytku 2 lata temu i wagonikami z Chorzowa / takimi jak w Warszawie / przejeżdżamy pod Dunajem i wysiadamy na stacji Kalvin Ter. Mamy parę godzin na posnucie się po mieście. W Budapeszcie byliśmy kilka razy, ale ostatni raz jeszcze przed erą Poli. Przechodzimy trasę: Plac Kalwina – Centralny Market – Most Elżbiety – Most Łańcuchowy – Parlament – Dworzec Nyugati. Tu wsiadamy w metro M2 a potem z małym postojem w markecie na końcowej stacji Kobanya Kispest w autobus 200E i docieramy do lotniska. Ciekawostka jest to że najstarsza linia czyli M1 jest wpisana na listę Unesco. Dobra zmiana Orbana nie oszczędziła tego niegdyś bardzo pięknego i bujnie rozwijającego się miasta. Obecnie ulice są zapyziałe , zalezione , na dworcu pełno bezdomnych i pijanych , nawet flaga kraju wisi postrzępiona i brudna. Na mieście pełno policji z bronią automatyczną , są nawet transportery opancerzone przy głównych punktach strategicznych, a lotnisko dalej wisi tylko na jednej linii autobusowej. Atmosfery wigilii absolutnie nie wyczuwa się. Piwko ok. 200 HUF , bilet na metro 350 HUF. 1 HUF = 0,015 zł , a był po ponad 0,02 , ale to było dawno….
Odprawy praktycznie żadnej nie ma , starczy się tylko z pół godziny w jakimś baraku na płycie lotniska. Nasze bagaże spoko przechodzą kontrolę. Wylatujemy bez żalu. Airbus A320 prawie pełen. Idziemy od razu spać. Lądujemy na Fuerteventurze po 5 godzinach z kawałkiem , zmieniamy czas o 1h do tyłu , wychodzimy z lotniska dość szybko i tym sposobem udaje nam się jeszcze złapać autobus do naszego hotelu, który znajduje się ok. 6 km na północ od lotniska w maleńkiej miejscowości Costa de Antigua. Hotel okazuje się przyzwoity ze sporym basenem i dużym trzyosobowym pokojem. Robimy zakupy w hotelowym sklepiku prowadzonym przez Polkę , na co łatwo wpaść , bo z wnętrza sklepiku wydobywają się dźwięki polskiej kolędy.
Wykupujemy uroczystą wieczerzę wigilijną za 48 euro od 3 osób. Start o 19. Na miejscu jest z 50 osób , szwedzki stół , dania wszelakie , w tym oczywiście mięsne. Do tego do woli winko i inne napoje. Sala jest otwarta do 21. Mamy ze sobą opłatek , tym sposobem udaje nam się nawiązać kontakt z dwójką Polaków z Francji i dziesiątką Polaków z Irlandii. Ci pierwsi są na emigracji od 40 lat i mają po ok. 65 lat , ci drudzy są na emigracji od ok. 10 lat i mają po ok. 35 lat. Znacznie lepiej po polsku mówią ci starsi , z tymi młodszymi temat szybko się urywa , bo w zasadzie umieją rozmawiać tylko o kasie i narzekać jaki ten świat jest zły, a Polska w szczególności. Ci starsi mają światopogląd zupełnie inny, dla nich Polska to ojczyzna z której musieli uciekać przed wojskiem…
Obsługa pozwala nam dopić wino aż do 22. Potem się rozchodzimy do pokoi. Padamy…