TARNICA – 30.10.2016
Śniadanie w formie szwedzkiego stołu – bardzo dobre. Najpierw idziemy na Rynek w Sanoku , gdzie widzimy pięknie odnowione kamienice , autobus San z 1959r. oraz Zamek mieszczący m.in. kolekcję ikon największą w Polsce oraz wystawę poświęconą Zdzisławowi Beksińskiemu , który tu się urodził , a po śmierci cały swój majątek przepisał miastu.
Z Zamku piękne widoki na Dolinę Sanu. Rynek Galicyjski wraz ze skansenem znajduje się na drugim brzegu rzeki. Jesteśmy tuz przed 11 i tym sposobem wchodzimy za darmo , bo biletowany wjazd jest dopiero od 11 / 14 zł dorosły , 9 zł uczeń /. Rynek Galicyjski został otwarty 5 lat temu i składa się z 26 drewnianych parterowych budynków ustawionych w kształcie rynku , a sam rynek jest wybrukowany kocimi łbami. Całość robi bardzo dobre wrażenie i oddaje klimat galicyjskiego miasteczka z przełomu XIX i XXw. Za rynkiem jest skansen w którym można obejrzeć przykład budownictwa wiejskiego oraz zabytki związane z wydobyciem ropy naftowej.
Z Sanoku jedziemy do Ustrzyk Górnych , gdzie zjadamy obiad w stylowym Zajeździe pod Caryńską – znanym m.in. z organizacji Czart-Grania , czyli październikowego spotkania różnej maści grajków i bieszczadzkich obieżyświatów z kulminacją w postaci plenerowego koncertu na 100 gitar na górze Dwernik – Kamień.
Podjeżdżamy do Wołosatego i o 15.15 wychodzimy na szlak. Klimaty staja się zimowe , zaczyna padać śnieg , wieje i robi się szybko ciemno – w nocy była przecież zmiana czasu. Wszyscy idą w przeciwną stronę niż my. Trochę się dziwią , że my idziemy do góry i do tego z 7-letnim dzieckiem…. Ostatnich ludzi spotykamy o 16:30. Teraz już jesteśmy tylko my i Bieszczady. Pola tempo ma żwawe i zdobywa Tarnicę o 17.15 , czyli po dwóch godzinach podejścia. Poprzednio jak była na Tarnicy 2 i pół roku temu czas miała o ponad 20 minut gorszy , czyli widać progresja jest. Na pewno swoje zrobiły też schody , które lokalni fachowcy z BdPN postawili rok temu , oficjalnie by zapobiegać erozji a faktycznie by zarobić parę złotych.
Nie mamy wiele czasu na świętowanie , bo wieje niemiłosiernie i śnieżyca coraz większa.
Pola zdobywa Koronę Gór Polski w wieku 7 lat , 7 miesięcy i 5 dni. Przy okazji KGP zdobywa też Ania i po raz drugi Genek. Bhawo my!!!
Zejście w 2h , bo pół godziny odpoczywamy pod wiatą ogrzewając się herbatą i nie tylko :). Spać chcemy w Mucznem. Gądka nie ma , bo gdzieś przepadł na długi weekend, Pawlak się wyniósł pod Smolnik. Korzystamy więc z Centrum Promocji Leśnictwa, które powstało w miejscu dawnego rządowego hotelu przeznaczonego dla turystów dewizowych strzelających z fuzji po okolicznych dzikach czy jeleniach. CPL zostało otwarte kilka miesięcy temu. Dawny hotel , w którym wielokrotnie bywałem kilkanaście lat temu , jest po przebudowie kompletnie nie do poznania. Zmian jest tu zresztą dużo więcej – asfaltowa droga , kościół , ze 3 nowe domy , zagroda żubrów , muzeum przy wypale przy drodze na Dydiówkę i inne takie… Dzikie Bieszczady z Mucznego się wyprowadziły na zawsze…… Nocleg 170 zł – bez śniadania. Resztę wieczoru imprezujemy w miłym towarzystwie ekipy z Zakopanego , która prowadzi tutejszą knajpę.
Następny dzień spędzamy lajtowo dawnym studenckim szlakiem: Beniowa-Obnoga-Dydiowa-Socjolog: najpierw spacer po okolicach Beniowej – po chacie nie ma śladu , tylko lipa pozostała… na Obnogę nie idziemy , bo miejsce po tej chacie już dawno zarosło trawą… Zaglądamy za to do zagrody żubrów i do muzeum przy wypale. Nie mamy już niestety czasu na Dydiówkę , a może to i lepiej , bo jak tej chaty już nie ma, to……. Przez drogę przechodzi akurat stado dzików z 15 sztuk… Zahaczamy jeszcze o wpisaną 3 lata temu na listę Unesco cerkiew w Smolniku , zjadamy pyszną dziczyznę w Pawlakowej Wilczej Jamie i wracamy do domu. Dojeżdżamy do Nowej Dęby , gdzie czeka nas nocleg w hotelu Szypowski – 195 zł , zdecydowanie najdrożej i najgorzej.
1 listopada spokojnie wracamy do domu.
Podsumowanie przygody z KGP wkrótce.