26.08 Kalibo – Cebu – Tagbilaran - Alona Beach
Spało się bardzo dobrze , śniadanie też dali ok. w formie szwedzkiego stołu, za 100 peso załatwili taksówkę na lotnisko. Na lotnisku dopłata po 200 peso od osoby opłaty lotniskowej. Lotnisko jest bardzo małe ale ma status międzynarodowego , bo lądują tu Air China i Air Asia a dolecieć można do Chin lub Singapuru. Pola nawiązuje kontakt z przemiłymi naszymi stewardessami , które również oczekują na samolot. Airbus 320 spóźnił się tylko 20 minut. Na pokładzie około 50% miejsc wolnych. Stewardessy organizują ustawiony konkurs , który oczywiście wygrywa Pola i kasuje w nagrodę kosmetyczkę. Leci się 55 min i ogląda ciekawe widoczki na wyspy Pakay, Negros i Cebu. Kosmetyczka rekompensuje częściowo stratę miniscyzoryka , jaki mi zabrali przy wejściu na lotnisko. Przechodził przez wszystkie bramki przez kilka lat , teraz nie przeszedł….
Z Polą w kabinie pilota lądujemy na drugim co do wielkości lotnisku w kraju znajdującym się na wyspie Lapu-Lapu jakieś 14 km od Cebu City. Wyspy Cebu i Lapu-Lapu połączone są na szczęście mostem. Z lotniska do portu przedostajemy się lotniskową żółtą taksówką za 300 peso – jedzie się dobre pół godziny , bo oczywiście korki.
W porcie przy pirsie 1 jest odprawa pasażerów korzystających z wodolotów. Mamy farta najbliższy do Tagbilaran jest o 13:45 , czyli za pół godziny. Kompania SuperCat , ta sama którą płynęliśmy z Batangas do Catitlan. Bilet 500 dorosły , 310 Pola + po 50 za 3 bagaże + 2 x 25 za opłaty portowe. Płynie się tak 2h.
W Tagbilaran – stolicy wyspy Bohol bierzemy tricycla i za 250 jedziemy do AlonaBeach , czyli turystycznego resortu znajdującego się już na wyspie Panglao. Na szczęście między wyspami też jest most. Tricycel jedzie jakieś 40 min i próbuje nam wcisnąć nocleg u t.zw. kuzyna , 1600 peso za norę , ale nie dajemy się naciągnać i w końcu docieramy na miejsce. Jest tu bardzo ładna mała plaża , pełno miłych knajpek i hotelików. Ceny o wiele przyjemniejsze niż na Boracay a i syf mniejszy , choć turyści to w większości i tak Koreańczycy. Szukamy jakiegoś noclegu przy plaży i idąc napotykamy na Polaka, który siedzi przy barze i zaprasza nas do pogawędki. To Krzyś z Warszawy – szef najlepszego w okolicy ośrodka nurkowego GoDeep. Interes prowadzi wspólnie z bardzo fajnym Egipcjaninem Mustafą , który płynnie mówi po polsku i często w Polsce bywa.
Tym sposobem zaraz udaje nam się znaleźć nocleg w leżącym tuż obok baru ośrodku nurkowym za 1900 peso. Spać tu będziemy 2 noce. Z pomocą bardzo sympatycznej Włoszki Elisy udaje nam się zamówić na jutro samochód z kierowcą , by nas poobwoził po atrakcjach Boholu za 1800 peso , jakieś 6h wycieczka. Start jutro o 10.
Resztę wieczoru i pół nocy zajmuje nam impreza – taka na jaką od dawna czekaliśmy , z chóralnymi śpiewami , międzynarodowym towarzystwem i tańcami na blacie.
Dziś znów nie padało. Takie Filipiny nam się wreszcie podobają.