19.08 Puerto Galera - Roxas
Tego dnia planowaliśmy dostać się na drugi koniec wyspy do portu Roxas i tam rozejrzeć się za promem do Caticlan. Pogoda była piękna , więc czas od 9 do 12 Pola spędziła na basenie , z małą przerwą na śniadanie. Zapoznała się z Akilą – lokalną równolatką , więc czas przeleciał jej na zabawie. O 12 zdaliśmy klucz , wzięliśmy za 100 tricycla i zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę na punkcie widokowym , by zrobić fotę zatoczki. Ok. 30 min czekaliśmy aż się zbierze bus i za tradycyjne 100 od łba dotarliśmy do krzyżówki z drogą Calapan – Roxas. Tu szybka przesiadka z innego busa i za 200 od łba + 200 bagaże , bo nie było miejsca na dachu w 3 h dojeżdżamy w miarę spokojną drogą do Roxas jakieś 120 km dalej. Jest po 17. Mindoro jest zielone pełne palm i bananów.
Miasto jest bardzo biedne same tricycle , nawet nie motorowe tylko rowerowe i parterowa zabudowa z dachami z blachy falistej. Trzeci napotkany hotel jest nasz. Nocleg z klimą i łazienką ale bez ciepłej wody i dwoma łóżkami: większym i mniejszym.z przyzwoitym widokiem na bazar za 950
Chcemy się meldować i w tym momencie stało się. Nie mamy Ani paszportu.!!!!!
Przeszukujemy w pokoju wszystkie bagaże. Nie ma. Nie ma tylko paszportu , wszystko inne jest , więc gdzieś został. Robimy burze mózgów , gdzie go ostatni raz na pewno widzieliśmy i gdzie mógł być używany. W grę wchodzą 3 możliwości: bank w San Fernando , gdzie wymienialiśmy kasę , hotel w Batangas i hotel w Sabang. Mógł jeszcze paszport zostać w hotelu w San Fernando. Genek stawia na bank – tam na pewno paszport był kserowany , Ania kojarzy że chyba jednak recepcjonistka w Sabang chciała zrobić ksero paszportu , ksero nie działało potem zrobiło się zamieszanie , poszliśmy do pokoju i paszport mógł zostać na ksero.
Na dole działa net , więc wyszukujemy namiary na hotele i bank. Znajdujemy kilka telefonów. Problem mamy z bankiem , bo nie kojarzymy jak się nazywa i nie jesteśmy do końca pewni , gdzie dokładnie się znajdował , a kwity z wymiany waluty wyrzuciliśmy.
Nie ma wyjścia trzeba iść na policję. Udaje nam się znaleźć komisariat. Jest ok. 20. Lokalny szeryf w T-shircie i japonkach akurat spisuje jakiś protokół z wypadku samochodowego. Widok komisariatu pozostawia wiele do życzenia – zamiast kibla dziura w ziemi. Jedyny telefon zapewnia łączność ze światem.
Po jakichś 30 minutach działo skończone i można zająć się nami. Bardzo łamanym angielskim udaje nam się zgłosić utratę paszportu i podać przypuszczalne miejsca jego pobytu. Kapitano mówi , że dziś jest już noc , jutro jest sobota , potem niedziela , więc dziś nic więcej załatwić się nie da , a sprawa w poniedziałek rano zostanie przekazana do biura imigracyjnego w stolicy prowincji czyli Calapan.
Wracamy do hotelu , prosimy o pomoc właściciela. Ten okazuje zrozumienie i dzwoni po wskazanych numerach. Nasze telefony oczywiście nie są w stanie się z nikim połączyć. Na Filipinach w użyciu są dwa systemy bliskosiężny – obejmujący daną wyspę i dalekosiężny – obejmujący cały kraj. I w zależności od tego , gdzie się dzwoni taką sekwencję numerów się wybiera. To dość skomplikowany system , ale lokalsi to ogarniają – mając dwie komórki.
Hotel w Batangas mówi że paszportu nie ma , hotel w Sabang nie odbiera , a bank wiadome nieczynny.
Nie ma wyjścia – noc z głowy.
W trakcie nocy udaje nam się ustalić co może się stać dalej:
1. Paszport jest w Sabang – to najprostsze rozwiązanie – 200 km stąd , czyli w dzień się obróci. Recepcja jutro rano jest czynna , więc może uda się coś ustalić
2. Paszport jest w San Fernando – to też do ogarnięcia – w jakieś 3 dni obrócę lub wymyśli się coś innego. Bank jutro jest czynny , więc może da się coś ustalić. W międzyczasie udaje nam się ustalić korzystając z google street view namiary na bank.
3. Paszportu nie ma nigdzie – to wersja najgorsza. W Filipinach nie ma polskiej ambasady. Jest w Kuala Lumpur , czyli trza by się skontaktować z ambasadą innego państwa unijnego , by wyrobić sobie kwit upoważniający do deportu i wracać do kraju najkrótszą drogą.. Ten temat będzie aktywny od poniedziałku , jak się otworzy biuro imigracyjne i polska ambasada.
Tą noc mamy z głowy, a być może i kilka następnych…
20.08 Roxas
Rano szef hotelu dzwoni do banku. Jest tylko ochroniarz. Nic nie wie. Potem dzwoni do Sabang. Cud!!! Jest paszport – oczywiście został na ksero. Przez 2 dni , ani my ani nikt z obsługi go nie szukał , a on sobie spokojnie leżał czekając na to aż ktoś się nim zajmie. My zapomnieliśmy o tym że go zostawiliśmy , recepjonistka zapomniała o tym że go wzięła i miała nas zarejestrować. A on sobie spokojnie leżał…
Teraz tylko temat jak paszport dostarczyć do nas te ok. 200 km , na drugi koniec wyspy. Boss najpierw próbuje przez firmę kurierską – ta mówi że zrobi to za 165 peso , ale dopiero na poniedziałek lub wtorek. To dla nas za późno. Transportem publicznym w te i z powrotem w jeden dzień nie obrócę. Transport z kierowcą wchodzi w grę , ale nie ma kim robić. Nikt nie ma samochodu , można pojechać tylko tricyclem…. Uzgadniamy , że żona bossa , która pracuje w Calipan zorganizuje transport wiązany. Odbierze paszport w Calipan z jeepneya i wyśle vanem. Jest po 12 , więc jest szansa , że na wieczór paszport dotrze…
Tymczasem padła klima , upał zrobił się nie zniesienia. Jadę do portu, by ogarnąć promy. Port jest za 2 km od miasta – tricycel 25 peso. Promy są tylko powolne i kosztują ok. 400 peso od osoby. Płynie się ok. 4h , bo to ok. 70 km. Jest prom o 8 rano , ok. 14 i potem z pięć nocnych.
Próbujemy żyć na nowo. Klima zaczęła działać , więc spokojnie można spać. Śpimy tak że 3 – 4 godziny. W międzyczasie dociera do nas jakiś koszmarny tropikalny lejwoda. Jest 20 paszportu dalej nie ma , podobno strasznie pada na północy wyspy i są problemy logistyczne. Skąd my to znamy… Jest 21:20 puk puk do drzwi. Boss w kopercie dostarcza paszport. Ufff. Są jednak jeszcze porządni ludzie na tym łez padole. A nam się należy solidny opieprz. Popełniliśmy koszmarny błąd – na szczęście konsekwencje minimalne – dzień w plecy i 100 baksów dla bossa za superogar tematu + porządna flacha dla szefa policji za zawracanie mu głowy… Na zakończenia akcji boss mówi nam: you go so much fast , go slowly… i wie co mówi!!