13.08 Manila – Vigan
Ok. 10 meldujemy się w Vigan. Całe szczęście że autobus był pustawy i dało się spać , szczególnie dotyczy to Poli. Znajdujemy hotel tuż obok dworca Partas , za 2200 peso wypas. Podnosimy standard. Musimy odpocząć po Manili. Byłem z Anią w wielu dziwnych miejscach , ale Manila w czasie opadów deszczu jest the best… Pola – bohater. Wszystkich potencjalnych łobuzów odganiała od Ani plecaka.
Vigan ma ok. 40 tysi i jest wpisane na Unesco z uwagi na doskonale zachowaną starówkę będącą mieszanką wpływów chińsko-hiszpańskich. Jest tu spokój widać zarówno bruk ulicy jak i chodnik po drugiej stronie , nie ma jeepneyów, są za to kalesze i naprawdę można się poczuć jakby czas się cofnął ze 150 lat. Większość budynków zapuszczona , ale odnowione są hotele , a tych jest tu ponad 20 , ładne hiszpańskie kościoły , grające i migające fontanny , wieża widokowa , ładne place , ze 20 ulic na krzyż i ten spokój…
Najpierw zwiedzamy z buta , potem za 300 peso za 2h bierzemy kalesza i sobie spokojnie popijając lokalny napój orzeźwiający jedziemy uliczka po uliczce. Nie pada , nie świeci , jest tak +26. Luz. Delektujemy się wspaniałymi espanadas po 30 peso oraz satajami po 15 peso , mangami po 20 i piwkami po 35. O Rhumach Tanduay po 80 za 0,5l przez skromność nie wspomnę. Tak sobie mija spokojnie dzień. Ania przypomina sobie koło garncarskie , Pola zaprzyjaźnia się z lokalną młodzieżówką, Genek wiadome co…
Jutro jednak znów będzie jazda , bo będziemy próbowali się wbić w pola ryżowe , jaskinie z podziemnymi przejściami oraz wiszące trumny ze zwłokami Ifugaowców, ale czy się uda , to póki co pojęcia nie mam, bo to Filipińskie Kordyliery co mają prawie 3 tysie , a my jesteśmy obecnie tylko kilka metrów ponad poziom morza….