01.05.2016
Ten dzień był znów rozbity:
Grupa nr 3 wypiła resztę tego co miała i poszła spać.
Bimberek wyszedł na Wielki Krywań sam.
Genek, Agata i Ola wyszli pół godziny po Bimberku, ale zboczyli po knajpy na górnej stacji wyciągu, gdzie wypili ohydne gorące piwo z puszki i też zdobyli Wielki Krywań
Talarek wyszedł po Genkach, ale nie zboczył do knajpy tylko od razu wlazł na Krywań.
Szczęśliwie udało nam się pod Krywaniem spotkać. Wleżlismy jeszcze razem na Pekelnik 1609 i tu rozstanie. Kłęby wróciły do schroniska , a Genek włazł na Mały Krywań 1671 jakieś 60 min dalej. Droga fajna , bo stroma i eksponowana. Widoki tego dnia były rewelacyjne.
O 20 wszyscy się spotkaliśmy pod Chlebem , bo nocleg mieliśmy tam na 2 dni. Dziś już było kłębów mniej, więc piło się swobodniej. Jeść się nie dało , bo to schronisko ma żarcie nie dla ludzi. Drogo jak cholera np. knedle i gulasz 10 euro a smak podły jak Jojo z PiS-u. Do tego po tym gulaszu z jelenia są komplikacje defekacyjne, więc wyjazd przyjął nazwę wyjazd jeleni.
Tadek poharatał sobie łapę , bo zbiła mu się butelka. Z tętnicy na kciuku jucha biła jak z rzeżni , dobrze że sobie ścięgna nie przeciął, do tego Anton zaatakował ruską łapą jego okulary, więc katastroha.
W nocy Genka pociął jakiś giez, albo inna wsza materacowa, więc Genek wyglądał jak uchodźca.