Myli się ten co myśli, że Pola dziś jest ledwo żywa. ledwo żywi są wszyscy co pili. Pola nie piła. Pola wstała jak zwykle o 7:30 i chce iść na narty , bo ma obiecane , że dziś wreszcie pójdziemy na stok. Na razie jednak nikt nie ma siły ruszyć się , więc Pola musi trochę poczekać. Zdajemy pokój i idziemy o 12 na stok do Małej Upy - tuz obok schroniska , ale już po czeskiej stronie. Działa 1 wyciąg i to do połowy , trzeba z orczyka zsiadać znacznie wcześniej niż on się kończy. Niestety okazuje się , że Poli buty są za małe i trzeba wypożyczyć jakieś inne. Zanim wystartujemy zrobi się 14 - łapiemy się na taki karnet od 14 do 16 , czyli pojeździmy na tej nędzy tylko 2 godziny. Karnet jest o 20% tańszy , bo działa tylko pół wyciągu z 6 jakie tu są - 700 Kc za naszą trójkę. Ludzi tak w sam raz. Jeździ też 3,5-letnia Marysia , na razie między kolanami taty , ale zapał jest. Straszliwa mgła utrudnia jazdę. O 16 wyciąg zamykają. Wracamy do schroniska. Żegnamy się z obsługą, która polubiliśmy , mimo początkowych różnic zdań , żegnamy się z ekipami sylwestrowymi , które tu zostają do niedzieli i jedziem dalej.
Dojeżdżamy do Trutnow , mamy z bookingu wyhaczony hotel za 1200Kc ze śniadaniem. Zjadamy obiad i o 20 padamy.