Rano dowiadujemy się o zamachach w Paryżu – im więcej t.zw. uchodźców będzie w Europie tym większe będzie prawdopodobieństwo podobnych zamachów. Rosja , USA i Francja powinny wspólnie zrównać z ziemią ISIS dzieląc się łupem wprowadzając coś na kształt podziału Niemiec na strefy po II wojnie św. Ogarnąć temat i wówczas będą mogli uchodźcy spokojnie wrócić skąd przyszli i będzie spokój. Ale wiadome , że na tym by był spokój nikomu z możnych nie zależy….
Idziemy do Przełęczy Czarnohorskiej 1013 jakieś 2 h w dół po słupkach granicznych. Mamy zagwozdkę co to za słupy – wydaje nam się , że to dawna granica między Austro-Węgrami , a Cesarstwem Niemieckim. Okazuje się jednak że to słupy o znacznie dłuższej i ciekawszej historii , o której napiszę później. Na przełęczy mieliśmy spać i dobrze , że nie spaliśmy , bo tu nastroju górskiego nie ma. Jest to kolejny ośrodek narciarski na 5 chałup w tym jedną olbrzymią w stylu alpejskim pięciopiętrową. Przez przełęcz prowadzi dość spora droga asfaltowa, ale PKS-ów po niej kursuje niewiele. Anton i Asia tu popuszczają do Katowic , my idziemy coś zjeść do tej największej cholopy. O dziwo ceny bardzo przyzwoite, o wiele niższe niż w Svycarce. W jednej z innych chałup kupujemy na dalszą drogę lokalny trunek czyli likier o nazwie Pradziad , moc 38 volt , cena 300 kc za 0,7l – kopa ma ostrego. Po drodze napotykamy na małą kapliczkę poświęconą ofiarom tym razem gór lokalnych – 16 osób w ciągu ostatnich 65 lat. Robi się już ciemno i zaczyna padać śnieg. Wchodzimy na odsłoniętą Czerwoną Górę 1337 z bardzo ciekawymi formacjami skalnymi w tym naprawdę widowiskowym Kamiennym oknem. Robi się coraz straszniej , wieje , pada mocny śnieg , robi się coraz zimniej. Nasz żółty szlak na mapie czeskiej nr 458 jest źle zaznaczony!!! Mapa wskazuje , że kończy się przy kamiennym oknie i do przełęczy pod Vresovkou trzeba zejść na rympał. Tymczasem żółty przechodzi przez te przełęcz i prowadzi kawał dalej. Właściwie jest to zaznaczone na polskiej mapie Galileos , ale ta akurat jest głęboko w plecaku. Mamy małego zamota , bo dróg do wyboru jest trzy i żadna nie pasuje do mapy. Wybieramy tę co okazuje nam się najwłaściwsza i na dole okazuje się , że to był dobry wybór. Uff. Jednak na oko się lepiej chodzi niż na mapę. Mieliśmy wejść jeszcze na Woźkę 1377 , na której też jest sporo skałek i nazywa się tak jak nasza koleżanka , ale jednak wolimy iść prosto czerwonym na Keprnik 1422 , trzeci najwyższy szczyt w okolicy. Po drodze na miejscu zwanym Trojmezi wyjaśnia się tajemnica słupów. Tromezi , czyli styk trzech granic: Państwa Wielkołosińskiego , Kolstejnu i Frywaldowa. Państwa te istniały w XIVw i z tego okresu pochodzą te słupy. Ciekawostką jest również to , że jedno z tych państw stanowiło własność zakonu krzyżackiego aż do połowy XVIIw , a drugie było własnością znanego rodu Liechtensteinów. Najciekawsze jest jednak to , że Krzyżacy żyli na tych terenach jeszcze do końca II wojny św. , kiedy to wraz z Niemcami zostali przegonieni precz.
Do kamiennej Chaty Jiriho na Seraku 1323 pochodzącej z 1881r. docieramy po 21. Można spać , ale po 560 Kc od łba , czyli po 90 zł/os. Drogo jak cholera. W pokojach dwuosobowych jest prysznic na żetony – ciepła woda leci 3 min. Dobre!! Miejsce jest magiczne , tym bardziej , że zima wokół. Wewnątrz jednak pełnia lata – nocne Polaków rozmowy kończą się tym , że pokój 107 zostaje niezdobyty. Jeden z jego mieszkańców śpi na glebie w pokoju obok , a drugi skłotuje w pokoju 101 , który przypadkowo jest otwarty…
Tego dnia przeszliśmy 16 km.
Na Serak można dostać się kolejką z Ostrużnej , my jednak szczytu nie zdobywamy. Najdłuższą trasą narciarską w Czechach 3260 m długości też nie zjeżdżamy , bo śniegu jeszcze za mało…