01.08.2015 San Salwador – Guatemala City.
Od 10 do 13 zwiedzaliśmy miasto i nawet nam się podobało, bo trafiliśmy na fiestę na głównej ulicy – Roosevelta. Sporo tu uzbrojonych ochroniarzy , przy wejściu do sklepów znaki że nie wolno wchodzić z bronią. San Salwador na złą sławę jako jedno z najbardziej niebezpiecznych miast na świecie, ale na ulicach za dnia tego specjalnie tego nie widać. Nr 1 to San Pedro Sula w Hondurasie , gdzie toczą się regularne wojny gangów młodocianych narkomanów i ginie przeciętnie 3 osoby dziennie , co jak na miasto 600-tysięczne robi wrażenie. Honduras generalnie jest plasowany na pozycji nr 1 w kwalifikacji na najbardziej niebezpieczne państwa świata, co moim zdaniem jest nieprawdą, bo np. taka Somalia, Afganistan , Irak czy Syria wydają się być bardziej niebezpieczne. Honduras oprócz wojen gangów ma niespokojną sytuację polityczną, a poza tym niewiele do zaoferowania turystom , więc generalnie wszyscy go omijają , co i my uczyniliśmy. Z Salwadorem jest podobnie; tu przez lata toczyła się wojna domowa , a obecnie toczą się wojny gangów, gdyż USA wywaliło jakieś 10 – tysi Salwadorów z okolic Los Angeles i ci w swoim kraju zorganizowali się w gang i walczą o przejęcie rynku narkotyków z lokalsami. Policja coś tam próbuje walczyć z gangami, ale najczęściej jest na prowizji, więc udaje że nic nie widzi.
W Salwadorze też niewiele jest ciekawego do zobaczenia , a i piwko Pilsener też jakieś takie nie za dobre – 1,25 usd za puszkę 20 oz. Poza tym w sieciówkach typu Subway , Wendys i McDonald lub PizzaHut żarcie kosztuje 1,5 razy tyle co w Polsce. Na ulicy jest kurczak z ryżem za 10 zł , cola po 0,6 usd za 0,6l i piwo 1 usd za 0,35l.
Do granicy jedzie się jakieś 2,5 godziny. Przejście proste. Wchodzi imigrantka i haczykuje na liście. Potem tradycyjnie wchodzi poszukiwacz narkotyków, przejazd przez most i jest Gwatemala. Obsługa autobusu zbiera karteczki i paszporty i po paru minutach przynosi z pieczątkami wjazdowymi. Nikt od nas nie wziął nic za opłatę wjazdową czy wyjazdową.
Do stolicy jedzie się też jakieś 2,5 godziny.
O 20 jesteśmy na miejscu w zonie 12. Mam wypatrzony jakiś hotel z bookingu pare ulic dalej. Idziemy w jego stronę, ale hotelu nie ma. Podobno go przenieśli, tak to działa tu booking. Ciemnice, a okolica jakaś nieciekawa , trafia się lokalny małolat i wskazuje nam drogę do innego hotelu. Z zewnątrz podrzędny, ale wewnątrz przyzwoity, z łazienką , ciepłą wodą i TV. Klima i wiatrak tu nie potrzebne. Gwatematala City leży na jakichś 1500 m npm i wysokość robi swoje. Nocleg kosztuje 80 quetzal , czyli niecałe 10 usd. To najtaniej jak do tej pory, a wcale nienajgorzej. Nie przyjmują jednak w dolarach i muszę iść na stację benzynową do bankomatu podebrać lokalną walutę. Kupuje tu też hot-doga za 10 q i piwo Gallo za 11q / 1q=0,45 zł /. Wracam do hotelu i idziemy spać. Tak ciepłej wody jak tu jeszcze nie mieliśmy – jest tu fajny patent podgrzewacza elektrycznego przepływowego przy prysznicu.
Jutro zwiedzamy stolicę i na noc przenosimy się do wpisanej na listę Unesco Antiguy – dawnej stolicy leżącej jakieś 25 km stąd.