08.07.2015 Port au Prince
Rano dali śniadanie takie kontynentalne nie za dobre. Potem zmieniliśmy hotel na tańszy taki po 49 usd + 10% tax z basenem , barem , tarasem i klimą o nazwie PaconBreeze. Ten hotel polecamy. Z hotelu do hotelu z buta jakieś 1,5 km w tym 0,5 km pod górę. Pola ledwo żywa. Gołąco. Jest tak +38 smród ulicy potęguje temperaturę , a śmieci jest tu naprawdę sporo. O 13 w teren. Do głównej ulicy łączącej Petionville z Downtown jest ok. 800 m, ale bez plecaków więc spoko. Ania robi ludziom foty, ludzie tego nie lubią i robi się afera. Boją się, że zostanie prześwietlona ich dusza i będą musieli iść do szamana woodoo. Podjeżdża tap-tap i po 15 htg bierze nas w górę jakieś 3 km. Petion ville robi obecnie za stolicę kraju , bo po trzęsieniu ziemi, co wymiotło stolicę rany są dalej niezagojone i już się nie zagoją. W petion ville udaje nam się natrafić na supermarket i bankomat. Bankomat daje kasę bez problemu. W supermarkecie zakupy. Piwko Prestige 70 htg za 0,5l, duża woda 33 htg , bagietka 30 htg , lokalny rum 170 htg za 0,375l , borówki 480 htg, czyli 5 razy drożej niż w Polsce , generalnie spożywka z Europy cenie 2 do 3 razy takiej jak u nas. Jemy śniadanko w knajpie przysklepowej. Potem trochę chodzimy po mieście , szukając jakiegoś cichego zakątka, ale tu o niego ciężko. Bazar ciągnie się w nieskończoność , wchłania do wewnątrz i nie pozwala się wyrwać poza jego szpony. Handel wodą , spożywką , ciuchami, elektroniką , szmelcem. Wszystkim czym się da. Ania znowu fobi foty , w zamian jeden ze sfotografowanych wyrywa Poli flagę i znów afera. Fajne widoki na miasteczko u podnóża góry. Jakiś kościół , pomnik i park. To wszystko. Wsiadamy w tap-tapa i jedziemy do DownTown , czyli Port au Prince. Tu totalna demolka po trzęsieniu ziemi , co 5 lat temu zabiło ponad 300 tysi osób i praktycznie zniszczyło całość zabudowy. Padła katedra , pałac prezydencki , banki , hotele , domy. Do dziś nie udało się praktycznie nic odbudować. Obok katedry postawiono miniaturowy kościół. Pałac prezydenta pomału się odbudowuje i jest już prawie gotowy. Ludność mieszka w ruinach. Wkoło sterty śmieci , gruzu , ale ludzie żyją i to życie widać na każdym zaułku. Tu najłatwiej o hotel. Kosztuje tak 20 – 30 USD i nawet te po 30 usd mają klimę i wyglądają na przyzwoite. Przy głównej ulicy jest z 10 hoteli. Są też knajpy , banki i supermarkety. Spędzamy tu jeszcze parę godzin i wracamy do hotelu.
Historia Haiti jest dość skomplikowana. W połowie XVIIIw Francuzi kupili od Hiszpanów część wyspy. Nasprowadzali tu Murzynów z środkowozachodniej Afryki i wykorzystując ich niewolniczą pracę uprawiali trzcinę cukrową. W trakcie wojen napoleońskich niewolnicy podnieśli bunt, który Napoleon tłumił wykorzystując polskie legiony. Nie udało mu się – niewolnicy wygrali i ogłosili niepodległość. Potem zajęli Dominikanę i ją okupowali przez parę lat. W 1844 Dominikana przegoniła okupanta i ogłosiła niepodległość od Haiti. Dogo to jednak kosztowało, bo Francja w zmian narzuciła kontrybucję, którą Haiti spłacało przez ponad 100 lat. Roczna rata kredytu stanowiła 80% dochodu państwa – ludzki pan ten Francuz. Potem jeszcze wielokrotnie dochodziło do lokalnych potyczek między tymi dwoma państwami, m.in. w 1937r. Dominikana zabiła ok. 40 tysi Haitańczyków. Również Haitańczycy lubili się bić między sobą. W okresie międzywojennym Haiti okupowane było przez USA. Po wojnie w Haiti przez wiele lat rządził klan Duvalierów – tyranów jakich mało. Potem rządził ksiądz Bertrand Aristide. Potem znowu jakieś zadymy. Teraz jest tu względny spokój. Prezydent to Michel Martelly – taki amerykański muzyk. Waluta Gourdes. W obiegu jest moneta 5 htg oraz banknoty 10, 20, 25, 50, 100, 250, 500 i 1000 htg.
Haiti o pow. 28 tys. km2 zamieszkuje ok. 10 mln ludzi – potomków murzyńskich niewolników. Mówi się tu po kreolsku i czasami po francusku. Dochód narodowy na osobę wynosi ok. 800 USD, co sytuuje Haiti w gronie najbiedniejszych państw świata. I tą biedę tu widać na każdym kroku.
09.07.2015 Port au Price – Cap d’Haitien.
Udaje nam się zagadać z taksówkarzem i za 700 htg podwiózł nas do znajdującego się ok. 8 km od nas tuż przy lotnisku dworca linii Sans Souci. Taryfiarz bardzo miły, czekał 5 min aż uda nam się rozmienić kasę bo nie miał wydać z 1000. Tu kupiliśmy bilety po 750 htg na autobus do drugiego co do wielkości miasta Haiti leżącego ok. 250 km na N Cap d’Haitien. Autobusów dziennie jeździ koło 5 , tak co dwie godziny począwszy od 7. Nasz odjeżdża o 14. Dworzec przyzwoity. Jest knajpa z piwkiem prestige po 50 htg za małą butelkę. Jedzie się 6,5 h przez góry po drodze od czasu do czasu mającej asfalt. Tereny po wytrzebionych lasach przerażają. W ciągu kilkudziesięciu lat wycięto tu 95% lasów. Kierowca trębacz trąbi i trabi gna jak może ale średnia i tak mu wychodzi poniżej 40 km/h. Po 3h drogi pół godziny przerwy. Nocleg znajdujemy tuż obok stacji FiveBrothers Guest House – 1500 htg. Jest klima , wielki pokój i bałagan, woda w prysznicu nie leci , światło w łazience się nie pali , pościel jest stara. Ania – nadzorca każe obsłudze robić to i tamto, ale jakoś doprosić o swoje się nie może. Kupuje uliczne wyżery: kurczaka z makaronem za 100 htg i smażonego banana z makaronem za 150 htg. Jedzenie tu wypasione. Na ulicach panują ciemnice. Jutro zwiedzamy miasto i okolicę.