29.12.2014 Galle – Colombo - Katunajake
Z rana budzi mnie niesamowita niespodzianka. Ten Polak, którego wczoraj spotkałem w Mirissie na przystanku autobusowym to geoblogowicz Milanello80. Jaka szkoda, że dowiedziałem się o tym dopiero dziś…. Świat jest jednak taki mały, a przypadkowe spotkania zdarzają się nie tylko w Legolandzie…
Druga niespodzianka z rana jest nieco gorsza. Wczoraj przy okazji walki w wielkimi falami ponieśliśmy jednak spore straty. Ani okulary i Poli kapelusz pochłonął bezmiar wód. Ja tak mocno walnąłem brzuchem o dno, że dziś mnie bolą żebra i ledwo chodzę. Fale miały jednak ze 2 metry i były bardzo silne.
Idziemy z buta na dworzec, kupujemy bilety, oczywiście Pola dostaje ucięte nożyczkami pół biletu. Robię zakupy na drogę, ale pociągiem jednak nie pojedziemy… Myślałem, że pociąg odjeżdża z Galle, niestety odjazd był chyba z Matare i na stacje przyjechał kompletny full. Do tego dobiły kłęby lokalne, więc czekała nas 3 godzinna jazda przy kiblu, bo korytarz też już był zajęty. Chcieliśmy dać w łapę, by pojechać w wagonie bagażowym, ale boss powiedział, że może wziąć tylko Polę. O to nie… Ciekawostką jest to, ze klasa 2 jest bardziej nabita niż klasa 3.
Wypadamy z dworca 450 LR poszło się kochać.. Kupujemy bilety na luksusowego busa z AC odjazd za 5 minut. Bilety po 290 LR. Jedzie się 3 godziny. Zostawiamy garby w hotelu Food Court przy dworcu głównym i idziemy na szoping. Najpierw bazar z bananami, potem z ciuchami – ciuchy wbrew pozorom są drogie, bo kosztują tak 12 – 15 zł za koszulkę lub sukienkę. Produkcja nie lokalna , tylko turecka… , potem supermarket z herbatkami i olejem kokosowym , likwor z arakami, szybki spacer po forcie i porcie , obiadek w barze szybkiej obsługi / wypasione danie po 250 LR / i już koniec Sri Lanki…. W Colombo nie ma nic poza zgiełkiem wielkiego ok. 2 mln miasta.
Przy okazji stolicy zawsze pisałem coś o ustroju i walucie.
Odnośnie waluty to jest tu w obiegu kilka serii banknotów o nominałach 10, 20, 50, 100, 500, 1000, 2000 i 5000 LR. Zdarzają się też monety o nominałach 50 centów, 1, 5 i 10 LR.
Odnośnie ustroju to Sri Lanka to komuna zwana socjaldemokracją, ale jednak komuna. Widać ją, co krok. Bogate państwo – biedni obywatele. Pełno policji. Czystość, porządek, ceny wydrukowane na towarach, bilety na wejście do kibla, niesamowicie dobrze rozwinięta bardzo tania komunikacja lokalna, ekologia, segregacja odpadów, energooszczędne żarówki, bardzo łatwo dostępny internet o wysokiej transmisji, niesamowicie tanie rozmowy telefoniczne, horrendalnie drogie bilety wstępu do atrakcji turystycznych z listy Unesco, niezbyt duży ruch na ulicach, brak skuterków, wszechobecne tuk-tuki, pyszne lokalne niezbyt ostre jedzenie, rice and curry, nie za dużo turystów, szeroki przekrój bazy turystycznej od kilkuset do kilkunastu tysięcy LR za pokój, nie za dużo komarów, ciekawe lokalne okazy fauny i flory, nieprzewidywalna pogoda, Buddy wszelkich póz i wielkości, araki i liony – oto Sri Lanka w pigułce.
W busa 187 i za 120 LR na lotnisko do Katunajake jakieÅ› 70 minut drogi.
Przy dworcu spotykamy Ninę i resztę Ninowej ekipy. Hotel przy lotnisku jakiś dziwny , niby ma pokoje, ale brudne i nie chce ich pokazać, za to lokalny naganiacz mówi, że ma OK. pokój po drugiej stronie lotniska z 2 km od wejścia po 3 tysie z AC i ciepłą wodą. Dajemy się nabrać na transport. Pierwszy raz jadę hybrydą – tu sporo takich. Natomiast praktycznie brak pojazdów z Europy. Proponowany hotel oczywiście okazuje się niewypałem. Wracamy do punktu wyjścia. Szukamy czegoś na własną rękę. Trafia się tuk-tuk i podwozi nas do krzyżówki z główną drogą do Negombo. Tu znajdujemy nocleg oraz Piotrka i Kasię, o których była już mowa przy okazji Dambulli i Tangalli. Ugadujemy 3 pokoje: po 2000 LR w wersji z dziećmi , za 1500 LR w wersji bez dzieci.
Jako delegat jadę do likwora po araki. Tuk-tukarz okazuje się być podstępny, dogaduje się z barmanem i ten zamiast 3100 za 2 araki i 2 piwa liczy mnie za 4100. Widać 1000 ma być do podziału między tuk-tukarza i barmana. Zaczynam się kłócić o swoje pokazuje ceny na wykazie przed ladą, dostaje odpowiedź, że jest po 21 i obowiązują inne ceny, pytam klientów po ile kupili, ale tuk-tukarz mnie uprzedza i podpowiada im w swoim narzeczu, by powiedzieli nieprawdę. Przychodzi do baru skuterzysta po browar, barman sprzedaje mu po normalnej cenie. Dosyć tego: straszę barmana policją i karze mu sprzedać to co chcę i wystawić rachunek. Oczywiście słowo-klucz policja działa. Dostaję rachunek na 3100 LR. Ech ty wstrętny tuk-tukarzu….
Jest arak jest gaduła. Podsumowujemy wyjazd do 3 nad ranem.
Piotrek mówi, że ta dziewczyna z Tangalle, o której miałem tak złe zdanie przy okazji akcji z jajkami okazała się jednak bardzo OK. To zakręcona artystka. Odmalowała cały lokal , zmieniła jego wystrój na wystrzałowy, zmieniła rodzaj puszczanej muzy i lokal zaczął przyciągać klientów. Artyści muszą jednak mieć tupet, by coś zdziałać za życia…
Piotrek z Kasią spędzili w Tangalle 9 nocy i ten lokal stał się ich drugim domem. Właściciele żegnając ich płakali. To też jest sposób na poznawanie kraju…