30.12.2014 Katunajake – Warszawa
Nastawiamy budziki na 5.00, ale oczywiście zasypiamy i nie dajemy się dobudzić. Na szczęście Tomek czuwa i nasz odlot jest uratowany. Umówiony tuk-tukarz się nie pojawia. Na lotnisko podjeżdżamy stopem w postaci busowej Toyoty. Tu jestem dalej zamotany i nie wymieniam pozostałych mi 500 LR – zamiast 2 piw będzie pamiątka. W wolnocłówce zamiast kilku piw Heinekena po 2 USD kupuje tylko jedno… W samolocie będę płacił po 10 zł za 0,33 Żywca… Kontroli osobistej praktycznie brak. Coś na jej kształt jest dopiero przy check-inie. Usypiam jeszcze przed startem. Lot mija szybko. Zmiana czasu o 4,5 w tył i temperatury o 35 stopni w dół i już Polska. Wsiadamy w 148 i do domu. Jest 16. Koniec wyjazdu.
Akcja polegająca na wyjeździe w 2 rodziny z trójką dzieci zakończyła się powodzeniem. Udało się nam stworzyć na tyle dużą część wspólną, że praktycznie 85% wyjazdu spędziliśmy razem. Zamotów, czy poważnych różnic zdań nie zanotowano. 15 dni przeleciało nie wiadomo kiedy. Było tak intensywnie, że do dziś nieudało mi się nadrobić geoblogowych zaległości z pierwszej części wyjazdu.
Dzięki Nina, dzięki Leon, dzięki Marta i dzięki Tomek.
Następny wyjazd już w 2015 roku.