20 grudnia 2014 Dambulla – Kandy
Idę pod znaną knajpkę i naganiam po tuk-tuku, bo oczywiście pada. Podjeżdżamy do Bentoty. Śniadanie i wychodzimy na przystanek. Akurat podjeżdża bus. Jest w miarę pustawy. Miejsce dla dzieci i kobiet jest. My stoimy. Jedziemy do Kandy. Bilet ok. 100 LR. To jakieś 70 km , czyli 2h drogi. Po Sri Lance raczej jeździ się wolno. Kandy to drugie co do wielkości miasto w kraju – myślę ze z przedmieściami ma z 600 tysi.
Miasto jest wpisane na listę Unesco z uwagi na świątynię Zęba Buddy Sri Dalada Maligawa – najświętsze miejsce w kraju. Świątynię musimy koniecznie zaliczyć, bo Poli wypadła dziś górna dwójka i nie ma lepszego miejsca na przekazanie zęba wróżce-zębuszce niż świątynia zęba.
Na razie nie ma światyni. Jest wkurw. Bus wywozi nas na dworzec położony z dala od centrum koło dworca kolejowego. Do tego leje i na dworcu są straszliwe kłęby naganiaczy. Czym prędzej bierzemy tuk-tuki i na chybił-trafił każemy się wieźć do Sharon Inn. Strzał się okazuje chybiony, bo w diabła pod górę i drogo. Zagadujemy z tuk-tukarzem. Ma coś niedaleko , po 3000 LR z klimą i ciepłą wodą. A to OK. Tym sposobem trafiamy do Twinkle Lake – takiego chyba na wpół legalnego holiday lodge. Nikt o nim nie słyszał, nie jest w żaden sposób oznakowany, ale jest miły i sympatyczny. Spać będziemy tu 2 noce.
Tuk-tukarz jest bardzo sympatyczny i jedziemy z nim do leżącego na drugim brzegu jeziora Kandy Red Cross Hall, gdzie kupujemy po 500 LR bilety na Cultural Show startujące o 17. Jest jeszcze z godzinka czasu, wiec przechadzamy się wzdłuż jeziorka podziwiając architekturę tej pięknej miejscowości położonej na wysokości 500 m npm i charakteryzującej się bardzo miłym klimatem.
Widowisko trwa około godzinki i tworzy je grupa około 20 artystów. Jedni grają na bębnach i fujarze. Drudzy tańczą różne lokalne tańce, co raz zmieniając stroje. Część połyka ogień, część chodzi po rozżarzonych węglach, część kręci talerze. Widzów około 100 osób, w tym spotkani już wcześniej objazdowicze z Rainbow.
O 18:30 w świątyni zęba jest puja, czyli ceremonia ofiarowania. Przebijamy się przez bramki ochrony , bulimy po 1000 LR za wjazd i już jesteśmy w tłumie gapiów czekających na dalszy bieg wydarzeń. Nie do końca rozumiem o co w ceremonii chodzi, ale chyba przy rytmie bębnów mistrz ceremonii wydobywa szkatułkę z zębem z jednego miejsca i przenosi w drugie. Nastrój jak na Jasnej Górze. Wystrój wnętrza również bardzo podniosły potęgujący misterium. Idziem z tłumem na piętro, by zrobić zdjęcie zębowi. Poli ząb jest już w kwiatku. Poli udaje się przedostać do stołu ofiarnego i zostawia ząb Zębuszce. Misja wykonana. Nagroda będzie czekała w hotelu.
Coś jesteśmy głodni. Pada na Devon. Na danie czeka się z 2h. Ja ganiam za bankomatem. Niestety z żadnego nie mogę podebrać kasy. Bank zablokował mi kartę, nie wiadomo czemu. Muszę skorzystać z karty Ani. W likworze oszust sprzedawca chce za Liona po 300 LR. Tym sposobem zamiast 8 butelek kupujemy tylko 5. Pola i Nina wracają tuk-tukiem do hotelu. Oczywiście tuk-tukarz się mota i nie potrafi go znaleźć. Genek idzie po arak do innego likwora położonego w ciemnej uliczce i wraca do hotelu z buta też z wielkim trudem go odnajdując. Miasto po 20 wymarło. Imprezują tylko turyści w hotelu Queens - najładniejszym budynku w mieście.