Wstaliśmy o 6. Tym razem pogoda była ładna i zachęcała do realizacji planu. Widać zamiana dni dała pozytywne efekty. Ania zawiozła mnie na Rudno Polje – Pokljuka ośrodek przygotowań olimpijskich dla narciarzy słoweńskich. Wysokość startu 1430 m npm , czyli 900 m wyżej niż Bled. Serpentyny ot zwyczajne , autobus PKS pokonuje je spokojnie , więc i Ania elfem na tej dwójce jakoś się wdrapała. Tu o 8:00 się rozstaliśmy. Ania i Pola wróciły na dół, a ja poszedłem w górę.
Ania i Pola zaliczyły o 10 animacje ze znanym panem z balonami, potem zwinęły namiot , przeszły wokół jeziorko , poszły do parku atrakcji , gdzie wdrapały się ze 100 metrów na górkę nad jeziorkiem i zjechały czymś na kształt bobsleja, czyli lugo za 4 euro/os. Oczywiście były jedyne co weszły z buta. Reszta bobsleistów podjechała kolejką za 12 euro/os. Potem korzystając z uroków dnia przekąpały się w jeziorku , no i już z powrotem musiały jechać na Rudno Polje , by mnie odebrać. Tym razem Ania podjechała już na trójce. O 20:15 byliśmy razem.
A co robił Genek przez te 12 godzin z minutami???? Spał? Nie , ćwiczył jogę ze słoweńskimi biathlonistkami? Też nie. Pił piwko z miejscowymi. E też nie… Pewnie pracował!! E tym razem też pudło. To co robił Genek?
Genek wlazł na Triglava!!!! Najwyższy szczyt Słowenii zdobyty. Hurra !!!!! Oj było ciężko, ale nie tak bardzo jakby się wydawało. A było to tak:
Dróg na Triglava jest kilka, ale chyba tylko ta , pozwala na wejście i zejście tego samego dnia , bez noclegu w schroniskach. Wg szlakowskazu jest 6h zejście , 5h zejście. Naprawdę , by utrzymać czas trza się nieźle napocić. Mi to zajęło ponad 12h , bo doliczyć trzeba odpoczynki w schroniskach oraz pobyt na szczycie. Generalnie podejście 5:40 , zejście 5:50 , pobyt na szczycie 0:30 , 4 pobyty w schroniskach - łącznie 0:15. Przed wyjściem nie jadłem śniadania , w drodze zjadłem dużą kanapkę , banana , 2 nektarynki , ze 200 gram czekolady i popiłem to ok. 0,75 litra wody i 1 litrem piwa. Mało ekologicznie, prawda? Po zejściu wypiłem 2 soczki Poli i ze 2 herbaty , a jeść już nic nie jadłem , bo nie miałem apetytu. W schroniskach można tu kupić bez problemu co się chce, zupę , drugie danie , piwo , itp oraz się przenocować. Ceny tak 2 , 3 razy jak w Polsce. Piwo 4 euro, nocleg 20 – 30 euro , zupa 3 euro, ale i tak warto. Schronisk w obrębie Triglava jest ponad 25, a z jednego do drugiego jest nie więcej niż 3h drogi, więc zaplecze socjalne – super. Najwyżej położone jest prawie na 2500 m npm. Szlaki są bardzo dobrze oznakowane. Wszystkie co prawda w ten sam sposób biało czerwonym kółkiem, ale za to na każdym rozstaju stoi szlakowskaz, który pokazuje aktualną wysokość oraz czasy dotarcia w poszczególne miejsca. Jak wie się , gdzie się idzie można spoko iść bez mapy. Co trudniejsze odcinki są bardzo dobrze ubezpieczone, więc komplet na ferratę jak ktoś ma to może wykorzystać. Podobnie kask, bo jednak kamyki spadają, to w końcu krucha skała wapienna. Ale można spoko bez tego. Tłoczno nie było, więc nie czeka się w zatorach , aż jakaś kaka się przypnie i wypnie. Ci co wyprzedzają , czyli sportowcy i żołnierze kończą na pierwszym schronisku. Ekspozycje nie większe niż na Orlej Perci czy Rohaczach, więc i to jest spoko. Generalnie najbardziej mecząca jest odległość, bo nawet różnica wysokości 1400 m nie jest jakaś zabójcza. Niestety są dwa trawersy , z czego jeden po płaskim w kosówce na wysokości ok. 1850 m npm , ale za to prawie godzina w jedną stronę , a drugi denerwujące też prawie godzinne trochę w górę , trochę w dół po lesie na wysokości ok. 1500 – 1600 m npm. Generalnie trasę można podzielić na kilka etapów: etap I – około godzina po lesie z trawersem Vysenika na polanę Jezierce , etap II – podejście na przełęcz Studorską – też około godzina, etap III – trawers Toscy też około godzina i dojście do Chaty Vodnikov na 1850, etap IV – dojście do przełęczy Końskiej – ok. 200 metrów w górę / tu pojawiają się pierwsze poważne ekspozycje /, etap V – ostre, ale łatwe i nużące podejście ok. 400 m w gorę do chaty Dom Planika, etap , etap VI – najtrudniejszy podejście jakieś 300 m na Małego Triglava ok. 1h , czasami po prawie pionowej ściance i etap VII – najfajniejszy jakieś pół godzinki granią , czasami naprawdę bardzo wąską – myślę max 50 cm. Na szczycie jest rakieta , w której można przeczekać burzę , czyli stolp Aljażeva niesamowite widoki oraz gość co sprzedaje napoje i pamiątki. Ceny ma niebotyczne. Piwo 7 euro. Ale wypić piwko na szczycie – bezcenne. W stolpie była schowana flaga czeska, którą udało mi się przerobić na polską w celu słitfoci. Ze szczytu można zejść inną drogę , bo szlak jest przelotowy.
Szczęście mi dopisywało , cały czas słońce i prawie bez wiatru.
Po zejściu podjechaliśmy do miejscowości Naklo pod Kranjem i poszliśmy spać do supersobe za 30 euro , czyli tyle samo co camping w Bledzie. Sobe naraił jakiś kolo z knajpy przy stacji benzynowej tuz obok hotelu.