Bled – Bohinj – Bled
Padać zaczęło koło 23 skończyło koło 8. Burza z niesamowitymi piorunami co waliły w jezioro. W planów na dziś nici, ale po to są plany by je korygować. To co miało być dziś , będzie jutro , to co miało być jutro będzie dziś.
O 10 jest znowu animacja, ale Pola ma karę i nie idzie. Jedziemy do Ukanc nad jeziorem Bohinj. Jeziorko podobne do Bled , leżące na podobnej wysokości jakieś 30 km na W, tylko trochę większe i bardzo mniej zagospodarowane turystycznie. Po drodze napotykamy na Pana, co sprzedaje piszczańce z grilla po 6,50 euro za sztukę. Bierzemy i zjadamy go gdzieś na trawie nad jeziorkiem.
Myślimy o tym co robić , a pomysłu żadnego nie mamy lub mamy tyle , że nie wiemy który wybrać. W końcu pada na Vogel. To taki znany słoweński ośrodek narciarski składający się z kabinówki , kilku kilkosiadaczek i kilku orczyków. Łącznie będzie z 9 wyciągów ze 12 tras o łącznej długości 18 km , w tym jedna do dolnego wyciągu o długości 7,6 km i nachyleniu do 45%. Wjazd jest co pół godziny, bilet w jedną stronę kosztuje 10 euro , w obie 14 , dzieci do lat 6 za darmo. Kupujemy w jedną i wjeżdżamy 1000 m w górę. Wjazd jest naprawdę bardzo ostry , można rzec prawie pionowy. Potem podjeżdżamy jeszcze ze 100 metrów w górę czterosiadaczką za 2 euro/os i jesteśmy na 1650 m npm. Widać stąd ładnie Alpy Julijskie z najciekawszymi słoweńskimi szczytami, w tym najwyższym z nich czyli Triglavem 2864 m npm , niegdyś najwyższym szczytem całej Jugosławii. Można stąd wejść na Vogel prawie 2000 m npm , można coś zjeść w czynnej knajpie , można skoczyć na glajcie lub zjechać na rowerze downhillem. Można też zejść z buta i to czynimy. Pola ćwiczy się w alpejskich szlakach i bez większego marudzenia w 3 godziny pokonuje ponad 1100 m w dół i jest już przy dolnej stacji wyciągu, gdzie czeka na nas elf. Takiej różnicy wysokości w Polsce w górach się nie trafi , no może poza zejściem z Rysów do Morskiego Oka , gdzie jest podobnie. Pola jest naprawdę dzielną alpejką i myślę , że już nie długo da radę tyle podejść.
Chcieliśmy jeszcze zrobić walka do fallsa i zobaczyć wodospad Savica, ale jakoś późno się zrobiło , a Pola zasłużyła na wieczorne animacje , więc postanowiliśmy wracać, po drodze oczywiście zatrzymując się w sprawie kolejnego piszczańca, którego smacznie zjedliśmy tym razem na miejscu i z frytkami.
Na animacjach był pan , co dmuchał balony i mówił jabadabadu , więc przez pół nocy Pola mówiła to samo.. tak jej się spodobało. Dziś poszliśmy spać wcześnie, bo jutro czeka nas ranne wstawanie.