04.08 Bled i okolice
Spało się bardzo dobrze. O 10 poszedłem z Polą z 500m w stronę recepcji , bo miały być animacje. Zostawiłem Pole w towarzystwie dwóch animatorek i około 20 dzieci i poszedłem się rozejrzeć kiedy odjeżdża ciuchcia wokół jeziorka / odjeżdża co około 40 minut i kosztuje 4 euro dorosły , 2,5 euro dziecko / , ile kosztuje łódka na wyspę / 10 euro na godzinę / i ile kosztuje piwo w sklepie / 1,12 euro za puszkę Lasko lub Union /. Wracam, a tu Poli brak na polu zabaw. Animatorki nie wiedzą gdzie jest , recepcja też, Pola na gigancie !!!!. Znalazłem ją gdzieś w połowie drogi. Podobno słońce jej świeciło i samowolnie opuściła miejsce zakwaterowania. Chciała do mamy, ale się zamotała i łkała gdzieś przy jakimś Holendrze… Na szczęście to nie był pedofil tylko cyklista , więc zajmował się bardziej swoim rowerem niż nieswoją Polą. Poszliśmy wokół jeziorka do tysięcletnego zamku na wielkim wzgórzu. Zamek kosztuje 9 euro dorosły i 4,5 euro dziecko , ale akurat wchodziła wycieczka skosów , wiec w myśl zasady zasłyszanej w Jordanii przy okazji Petry „pieprzcie rząd popierajcie Beduinów” weszliśmy za darmo, boczkiem boczkiem. Najfajniejsza była droga na zamek stroma pozaszlakowa – od strony campingu w odróżnieniu od schodów od strony kościoła św. Marcina , którymi spokojnie zeszliśmy te 100 m w dół do jeziora mającego taflę na 500 m npm. Zamek w sumie ciekawy , najciekawsza ta skała na której jest i widoki z niego. Wnętrza takie byle jakie, jak to w muzeum.
W mieście kupiłem mapę okolic w skali 1:25000 , przyda się na jutro. Cena 8,10 euro – zaporowa. Tu czeszą z kasy równo. Przy piwku snuliśmy plany jak się dostać do wąwozu Vintgar jakieś 4 km od miasta: z buta , rowerami z rent a bike za 6 euro / 3h sztuka , czy może pociągiem. Przyszła wielka chmura i Ania stwierdziła , że najlepiej elfem, co został sam na polu. Obok stała ta ciuchcia, którą Pola miała obiecaną , więc dziewczyny wozem, a ja z buta z powrotem na pole po elfa. Na starcie miałem nad nimi 10 minut przewagi , chciałem zrobić fotę , jak mnie wyprzedzają, ale akurat na drodze wyrósł mi Mercator , więc wyskoczyłem na jedno Lasko… i pociąg odjechał. Przeszedłem za to super trasą wzdłuż jeziorka, popatrzyłem na fajne widoczki kościoła na wyspie: w tle zamek , kościół na brzegu i góry graniczne z Austrią, do tego toń jeziora przejrzysta na 10 metrów. Super.
Padać wcale nie padało. Jest nadal +29. Wsiadamy w elfa i jedziem do Vintgar. Wjazd 4 euro, ale akurat wchodzi wycieczka Francuzów, więc my znowu boczkiem boczkiem i Beduini się cieszą. Wąwóz Vintgar jest OK. Ma około 1600 metrów długości. W jedną stronę idzie się w dół rzeki około 30 minut i tyle samo wraca. Ścieżka jest poprowadzona wzdłuż przełomu. Kładki, mostki , stromizny, głęboka, czysta woda rzeki , wiry , szumy , wodospadki, skalne półki , a na koniec niespodzianka: wielki most kolejowy i olbrzymi wodospad. Miejsce na zaręczyny idealne. Brawo Marianka!! I wielkie dzięki za tę słoweńską inspirację!! Vintgar – jest super. W elfa i na pole. Kolacja i spać. Cel na jutro jest jeden, nazywa się .....