Grevenmacher – Trevir – Toul
Z rana zahaczyliśmy o miasto i przejechaliśmy wzdłuż Mozeli , ale winnic jakoś nie spotkaliśmy lub nie zwróciliśmy na nie uwagi. Zatankowaliśmy do pełna po 1,32 euro i wjechaliśmy z powrotem do Niemiec, tym razem do Trieru , czyli po polsku do Trewiru – miasta bliskiego sercu każdego komunisty, bowiem urodził się tu Karol Marks , jeden z teoretyków tego ustroju. Do dziś w domu jego urodzin jest muzeum a ulica nazywa się jego imieniem. Na początku ulicy jest sklep z tanimi piwkami, a lokalni kiperzy degustują Oetingera za 0,57euro + 0,08 pfand wprost w butelki na skwerku tuż pod jego domem.
Zanim tam dotarliśmy to nabyliśmy gazy na dalszy ciąg wycieczki oraz papier , bo na południu w toaletach może go nie być. Potem zaczęliśmy zwiedzanie. Miasto jest warte co najmniej pół dnia ,my mieliśmy 4 godziny. Parkowanie po 1,5 euro/h.
Trier to najstarsze miasto Niemiec założone przez Rzymian około 16 roku pne. W roku 300 ne liczyło ok. 80 tys. ludzi, czyli tyle co obecnie i było największym miastem na N od Alp. Świetność miasta skończyła się w V po najazdach Germanów, ale sporo pamiątek pozostało do dziś, stąd wpis na listę Unesco. Zasłużony wpis. Obejrzeliśmy: Porta Nigra , czyli Czarna brama z II w ne robiąca kolosalne wrażenie swoimi rozmiarami 36 x 22 x 30 m, Dom 3 Króli z XIIIw, rynek z fontanną św. Piotra z 1595r., rzymską kolumną, kościołem św. Gandolfa z XVw i ciekawymi kilkusetletnimi budynkami wokół, katedrę z 330 r wielokrotnie przebudowywaną, mającą do dziś niesamowite wnętrze pełne drogocennych gadżetów, do najcenniejszych zalicza się Heiling Rock , czyli jedna z ponad stu szat w które był ubrany Chrystus podczas ukrzyżowania, bazylikę Konstatntyna z 310 roku , bardzo dużą zbudowana z cegieł mająca wymiary 67 x 28 x 30 m i co ciekawe ani jednej przypory., most Roemerbrucke z II w mający do dziś oryginalne przęsła , parę ruinek term i katakumb. Miasto naprawdę ciekawe i godne zwiedzenia.
Po uczcie duchowej , czas w drogę. Na autostradę i przez Luksemburg do Francji. Aż dziw bierze, że Pola jest dopiero pierwszy raz w tym kraju. Ja i Ania byliśmy tu z 10 razy. Tym razem przejechaliśmy jakieś 200 km do stacji benzynowej koło Toul. Szukając miejsca do spania natrafiłem na stojące obok siebie 4 polskie minitiry. Szybko się porozumieliśmy , w czym rzecz. Czterech kierowców którzy przypadkowo tu się spotkali + 1 kierowca tira + 2 stopowiczów + my to idealny skład na imprezę. A że akurat były Ani imieniny, więc poszliśmy spać przed trzecią. Oj działo się działo. Pozdrawiamy i szerokości !!!