Szleswig wystrzelił - Niemcy podbili Brazylię

13.07. Zierow – Schleswig
Pola od 10 do 12 spędzała czas na campingowym przedszkolu , tym sposobem udało nam się szybko zwinąć i przygotować śniadanie. Przeszliśmy po plaży , przed nami przeszła jakaś katastrofa ekologiczna, bo cała plaża w śmierdzących glonach.
Zajechaliśmy do Wismar. Miasto do zwiedzania tak na 3 godziny. Piękna starówka położona przy starym porcie. Styl – gotyk ceglany z XII – XIVw. Wpis na listę Unesco w pełni zasłużony. Miasto hanzeatyckie – jedno z założycieli Hanzy, do której należało też wiele innych kupiecko-rybackich miast nadbałtyckich. Nad miastem górują 3 kościoły: św. Georga – obecnie w trwającym od wielu lat remoncie , św. Marii – została tylko po nim wieża , zniszczony w czasie II wojny św. wysadzony w powietrze w 1960 , jako ruina. Praz św. Mikołaja – ten jest OK. , niezniszczony ma piękne organy i bardzo wysoką nawę główną 37 metrów oraz targ staroci przed nim. Poza tym jest tu pełno zabytkowych ślicznych budynków – myślę ze ponad 500 się znajdzie. Najbardziej znany to Stary Szwed na rynku – faktycznie najstarszy bo z ok. 1330r. Jest na rynku też okazała studnia miejska z XVIIw. Do portu prowadzi jedyna ocalała brama miejska. Port bardzo urokliwy. Można tu kupić pyszne kanapki ze świeżymi rybami po 2 lub po 3 euro w zależności od rodzaju ryby. Pola po mieście porusza się na hulajnodze. Rower tym razem nie został zabrany, bo się nie składa. Nie pada , trochę wieje. Bardzo nam się tu podobało , ale czas nagli – trzeba jechać dalej.
Przy wjeździe na autostradę w stronę Kilonii i Danii pierwszy zamot. Przed wjazdem był na znaku jakiś napis po niemiecku, ale go nie zrozumiałem. Ania wjeżdża i jej się pas kończy do włączania się do ruchu – dalej tylko ciągła i pobocze. Jakoś cudem przy prędkości ok. 70km/h udało się jej wbić na drogę wymuszając trochę pierwszeństwo na motocyklu. Ale co to TIR co jechał za nami wcale się nie wbił na nasz pas , tylko jedzie poboczem i na nas trąbi , trąbi na na nas też ten motocykl. W ogóle poboczem jedzie sporo aut. Nad naszym pasem i pasem lewym jest znak: czerwone kółko w nim 120 km/h i jakiś napis – dokładnie taki sam był przed wjazdem. Domyślamy się o co chodzi. Po prostu z uwagi na duży ruch i pobliską rozjazdówkę, zlikwidowano pobocze i zrobiono w niego 3 pas ruchu , dla tych pojazdów co nie osiągają 120 km/h , by jechać tym pasem co my trzeba jechać co najmniej 120 km/h. Na szczęście elf tyle wyciąga. Dalej już jedziemy spokojnie. Dojeżdżamy do Szleswiga – tego od pancernika. Tankujemy po raz pierwszy poza Polską , po 1,57 euro za litr. Spalanie wyszło nam 6,4l/100 km, czyli paliwo droższe, ale mniej spalamy – wychodzi na jedno.
Szleswig ma około 50 – tysi leży w landzie o nazwie znanej z Westerplatte i jest bardzo urokliwym miasteczkiem położonym nad zatoką Bałtyku zwanego w Niemczech – OstSee , czyli Morze Wschodnie. Jest tu Holm , czyli bardzo dobrze zachowana dzielnica rybacka oraz strzelisty kościół z pięknym drewnianym ołtarzem i jakaś nowa ze trzydziestopiętrowa wieża przy porcie. Dziś dzielnicę oglądamy przez szyby elfa jutro obejrzymy dokładniej. Nic tu po nas. Pole jest po drugiej stronie zatoki przy dawnej osadzie Wikingów – założycieli tego miasta. Za elfa, namiot i naszą trójkę kasują nas 18 euro. Browar jest po 2 euro. Zaczyna padać w tym lejwodzie oglądam mecz w towarzystwie około 50 faszystów. Oglądanie meczu w wersji niemieckiej wygląda inaczej niż w wersji polskiej. Mało się pije , mało się mówi , prawie w ogóle brak komentarzy. Coś na kształt tenisa. Jeden okrzyk zachwytu w 113 minucie i Angela podnosi ręce do góry w geście triumfu. Futbol – to taka gra, gdzie gra 22 piłkarzy, ale zawsze wygrywają Niemcy… Trochę petard , klaksonów i to na tyle. Spontanicznej radości nie widać. Jutro – Dania.

Zdjęcia (18)

Komentarze (0)