22.06.2014
Krasnobród – Zamość – Warszawa
Znowu wstajemy skoro południe. Po zjedzeniu pysznego śniadania ruszamy w drogę do pociągu. Oj pada dziś częściej niż nie pada. Na razie udaje nam się bezboleśnie dotrzeć trochę drogą, trochę lasem do stacji benzynowej w Adamowie. Tu postój trwający prawie godzinę, bo straszliwy lejwoda. Tu też decyzja nie jedziemy byle jak do Zawady , tylko jedziemy główną drogą do Zamościa. W Lipsku wybieramy ścieżkę prosto do Żdanowa / obok drogi głównej co idzie bokiem trawersując górę na którą my wjeżdżamy /. Piękna łąka. Zdążamy przed deszczem schronić się pod dachem nowobudowanego domu. Potem do Zamościa już blisko przez sioło Mokre. Do pociągu godzina. Kasa nieczynna. Centrum Zamościa znamy , więc decydujemy się spędzić wolny czas w zoo naprzeciw dworca. Zoo nieduże, ale jest sporo ciekawych okazów , m.in. wielkie żółwie i krokodyle kameruńskie oraz olbrzymi tygrys amurski. Znowu pada. Mokrzy ładujemy mokre rowery do pociągu. Rowerów sporo , ale pociąg typu PESA jest na ich nadmiar przystosowany.
W Lublinie nie chcą mi sprzedać biletów na rowery na TLK , bo nie ma miejsc. A to OK, czyli 24 zet mam do przodu. Zysk idzie na obiad na wynos w leżącej nieopodal knajpie , która dziś jest akurat czynna i serwuje pyszne dania dnia po 15 zet. W wagonie rowerowym jest do dyspozycji na rowery tylko jeden przedział i 3 uchwyty. Jesteśmy akurat wtedy, gdy podstawiają pociąg i mówimy do ludzi by rowerów nie wieszali tylko ustawiali na podłodze jeden obok drugiego. Obsługa się krzywi , a rowerów przybywa. Mieścimy ich 14. Pola się cieszy i pomaga ustawiać. Potem następuje integracja poszczególnych podgrup i do Centralnego dojeżdża już jedna zgrana grupa. Wypakowanie rowerów zajmuje 5 minut. Na zwolnione miejsce wchodzą nowe rowery w tym m.in tandem, którego jednym z pedałujących jest jednoręki niewidomy. O dziwo tandem też się zmieścił.
W 519 i do domu. Jest 23:20. Pola przeżyła. Ania przeżyła. I tak trzymać. Na liczniku w sumie 168 km. Roztocze zasługuje na ponad 1000 km. Nadrobimy.